"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
Pierwszy architekt jak juz pisałem wcześniej był efektem naszych (a właściwie moich) poszukiwań. Z jego pracy byliśmy bardzo zadowoleni. Robił dokładnie to czego chcieliśmy. Dopiero z perspektywy czasu widzę, że to był błąd. Gdybyśmy ten dom wybudowali, pretensje co do jego funkcjonalności czy wyglądu moglibyśmy mieć tylko do siebie. Bo de facto był to nasz projekt ubrany w architektoniczne ramy przez człowieka który się tym zajmuje na codzień. Być może chciał dobrze, może i próbował zasugerować nam inne rozwiązania, ale chyba zbyt delikatnie.
Rozmowa z naszym kuzynem (czyli przyszłym architektem numer 2) rozpoczęła się od tego, że wyrzucił nasz projekt. Stwierdził wprost, że jest beznadziejny, niepasujący do otoczenia i wogóle do kitu. Każda nasza rozpaczliwa próba obrony kończyła jeszcze gorszą ripostą z jego strony. Dobra - przekonał nas. Cała rozmowa odbyła się przy okazji rodzinnej imprezy. Aby kuć żelazo póki gorące zaproponowaliśmy: "jedziemy do nas - i naszkicujesz nam tak na szybko jak to widzisz". Przyjechaliśmy, zaczęliśmy rysować.... i utknęliśmy na wejściu na piętro. Nijak nam się schody w rozsądny sposób nie mieściły w bryle budynku.
To był pierwszy taki moment kiedy sobie pomyślałem: "zaraz go uduszę, potem zapomnimy o sprawie i będzie ok". Rozstaliśmy się z mieszanymi uczuciami. Ale na szczęście kuzyn zaczął nas szybko bombardować kolejnymi koncepcjami z których każda była "najlepsza i jedyna". Grrrrrrr. Aż w końcu przysłał coś co zawierało w sobie wszystkie nasze wymagania dotyczące mieszkania. Długo się z tym boksowałem "bo mi nie pasowało" - dopiero Patrycja spokojnie zaczęła ze mną rozmawiać i sam doszedłem do wniosku że to jednak nie taki głupi pomysł i może kuzyn jeszcze trochę pociągnie.
Na początku nie podobało mi się w tym wszystkim jego podejście - trochę chyba zbyt wyidealizowane. Po prostu napompowali na studiach faceta wiedzą teoretyczną. Ale czas było przejść do praktyki. Projekty oparte na prostej bryle i jej liniowym podziale, prosta siatka budynku, budynki architektów i te wszystkie ideały musieliśmy w nim (i w sobie) przekuć na budynek w którym da się mieszkać da się go wybudować za normalne pieniądze.
Zacząłem ponownie czytać o rożnych materiałach i rozwiązaniach stosowanych w budownictwie i rozpoczęła się "gorąca linia" internetowa. Wymiana zdań i koncepcji okraszona sporą dawką wzajemnych docinków i złośliwości rodem z Monthy Pythona odbywały się na 3 płaszczyznach: gadu-gadu, skype i e-mail. Na szczęście obie strony umieją śmiać się z siebie (i z innych) więc nadal ze sobą rozmawiamy
A przy okazji - Jak kiedyś można było żyć bez internetu?
I powstał projekt domu o bryle prostej aż do bólu, którą ratuje od strony frontowej wystający pion klatki schodowej. Parter mieści właściwie tylko wejście i schody na górę (oczywiście mowa tutaj o mieszkalnej części domu). Wygoniliśmy tam także kotłownię i przy okazji pralnię. Reszta pozostanie na razie wolna ale docelowo będzie spełniała funkcje inne niż mieszkaniowe. W końcu z czegoś trzeba żyć. Za to całe piętro jest nasze. Na wprost schodów duży salon z kominkiem połączony z jadalnią i otwartą kuchnią. Przy kuchni spiżarnia, a za nią mały roboczy pokoik biurowo -komputerowy. A na lewo od schodów nasza sypialnia, dwa pokoje dla dzieciaków i dwie łazienki. Postanowiliśmy że mniejszą łazienkę powiększymy i wzbogacimy o kabinę prysznicową. W ten sposób będzie mogła pełnić funkcję łazienki "całą gębą", a jak nam braknie kasy to zawsze możemy na razie wykończyć tylko jedną z łazienek i jakoś przeżyjemy.
Z racji położenia prawie w centrum zrezygnowaliśmy z "domku na przedmieściach" czyli dachu wielospadowego na rzecz starego poczciwego stropodachu. Nie mam obaw związanych z takim rozwiązaniem - w końcu technika izolacji poszła mocno do przodu i myślę, że jak tylko ekipa niczego nie spartaczy to w domu będzie i sucho i ciepło.
O ile pierwotnie zakładaliśmy budowanie z porothermu lub jakiejś tańszej jego podróbki to stopniowo zacząłem się skłaniać ku silikatom i ten nowy projekt powstawał właściwie z takim założeniem. Ściany trójwarstwowe z silikatu i styropianu. Przekopałem się przez cały wątek o ocieplaniu silikatów i stwierdziłem, że ile wiedziałem tyle wiem . Każdy zwolennik konkretnej metody ocieplenia znajdzie tysiące argumentów na korzyść swojej koncepcji. Dlatego stanęło na ścianach nośnych z silikatu 24/25 cm (zależnie od producenta), potem 15 cm styropianu i warstwa elewacyjna z 8 cm silikatu. Silikat oczywiście murowany na klej. Dookoła domu cokół i cała ściana klatki schodowej z klinkieru. Powinno to być w miarę ciepłe. Ogrzewanie planujemy niskotemperaturowe gazowe - część dzienna podłogówką a pokoje grzejnikami. Do tego kominek z rozprowadzeniem ciepłego powietrza, który mamy nadzieję ulży nieco w rachunkach za gaz.
Po zrobieniu takiego pierwszego amatorskiego kosztorysu na bazie cen detalicznych różnych producentów wróciły mi mordercze myśli odnośnie kuzyna - koszt naszego stropodachu wcale nie będzie mniejszy niż dachu normalnego. Ale to na szczęście (dla niego) okaże się dopiero jesienią.
Mam jeszcze kilka dylematów związanych z realizacją naszego "koszyczka", ale one rozwieją się dopiero w trakcie realizacji, więc na razie ten wątek zakończę.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia