"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
Hm.... Pogoda trochę pokrzyżowała nasze plany działkowe. Chcieliśmy popryskać trochę Roundup-em resztę zielska na działce. A tu niestety d... - lało właściwie co kilka godzin. Więc dokonania weekendowe zamknęły się w zabawie z bramą.
Obecnie istniejący wjazd ma taką byle jaką i niestety wąską bramę. W czasie rozbiórki i wywozu gruzu któraś z ciężarówek zahaczyła o nią i od tego czasu brama przestała się zamykać. A tu budowa idzie i trzeba jakoś chociaż prowizorycznie zabezpieczyć wjazd i teren działki. Więc jedno ze skrzydeł bramy wykopaliśmy z zamiarem przedłużenia go o jakiś metr. Niestety skrzydło było zespolone ze słupkiem, więc było co dźwigać. Tym bardziej, że na końcu słupka jeszcze kawałek solidnego fundamentu był. Pożyczonym "czujnikiem" przylałem w ten beton kilka razy - ani drgnie. Ale on nie wiedział że ja też jestem zawzięty. Przylałem jeszcze kilka razy z pełnego zamachu i puścił kawałek, potem następny, aż całość się rozsypała. Jaka ulga - do dźwigania mniej o jakieś chyba 40-50 kg. Brama powędrowała na przyczepkę. Ze względu na wymiary nie mogła jechać na leżąco bo za bardzo wystawała. Kombinowałem jak to cholerstwo ustawić by nikomu nie obcięło głowy w czasie jazdy. I tutaj Patrycja podpowiedziała niezłą koncepcję - podeprzyjmy ją paletą. I tak się stało. Potem jeszcze mała pajęczyna z kilkunastu metrów liny i jesteśmy gotowi do jazdy. Musieliśmy pojechać aż 30 km by ten kawałek pospawać. Za to u celu podróży było dużo materiału i spawarka. Więc warto było - tym bardziej, że to w sumie tak przy okazji wyjazdu "rodzinnego". Dokulaliśmy się na miejsce po jakiejś godzinie chyba i przystąpiliśmy do pracy z teściem. Znalazł się i trzeci pomocnik - wujek. Więc praca szła szybko. I stworzyliśmy "potwora" - dosztukowaliśmy kawałek długości metra z kilku innych elementów. Całość wygląda paskudnie niczym Frankenstein, ale ma spełniać tylko funkcje doraźne (założenie jest takie chytre że w przyszłym roku ma się rozpaść by zmusić nas do zrobienia normalnej bramy) Obsadzimy ja w przyszłym tygodniu przy okazji stawiania ogrodzenia. Pewnie trochę ją jakąś farbą ochlapię z litości by tak nie straszyła płatami rdzy Potem dorobimy jeszcze jakieś zamykanko z kawałka łańcucha i kłódki i będzie w porządku. W niedzielę dzwonił "nasz" Majster. Przeliczył sobie jeszcze raz nasze fundamenty i mamy kupić o 100 bloczków betonitowych mniej - tak mu wychodzi z wyliczeń. Ok - będę je zamawiał chyba pod koniec przyszłego tygodnia.
Dzisiaj rano byłem w urzędzie i mam następną pieczątkę "Decyzja Ostateczna" na pozwoleniu na budowę!!! Oczywiście zaraz kupiłem dziennik budowy i złożyłem do ostemplowania. Ma być za 3 dni do odbioru. Na moją ą zdziwioną minę że tak długo pani odparła - "no dobra, niech pan przyjdzie jutro po 15-tej". Jak ja lubię nasz urząd
Więc jutro popołudniu wpis kierownika budowy i potem nadzór budowlany pozostanie do załatwienia.
Jutro czeka mnie też skakanie po dachu mojego bloku - mam rozbudowywać sieć blokową o budynek sąsiedni i trzeba zrobić "przewieszkę". Ciekawe czy dam radę - bo lęk wysokości mam potworny . A teraz zmykam do Castoramy po linkę stalową do tego zadania. I mam nadzieję, że pojutrze coś tu napiszę....
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia