"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
Po "inspekcji" chyba sobie zbyt wiele obiecywałem. Przyjechał facet, pooglądał, spytał gdzie dom ma stanąć. Nawet do projektu zajżał i zaczął opisywać na masce samochodu kolejne pomieszczenia - dałem mu z litości kserówki rzutów domu bo mnie kręgosłup bolał od samego patrzenia na jego wyczyny piśmiennicze. Teraz już wszystko w rękach banku - mają wszystko czarno na białym. Ciekawe ile im zajmie podjęcie decyzji?
Chłopaki z ogrodzeniem się sprężają. Jest szansa, że dzisiaj skończą. Rano mieli do obsadzenia jeszcze chyba 5 słupków i powstawiać płyty. No i poprawka bramy. Dzisiaj dam jej spokój niech dobrze zaprawa mocująca zwiąże, ale jutro chyba poprawię trochę estetykę bramy przy pomocy pędzla i lakieru bo szpetna ona jest nad wyraz.
Jutro ruszamy z dalszymi przygotowaniami do budowy przyłącza. Wkopanie kabli i skrzyneczki zostawiamy sobie na ostatni moment, bo to rzeczy dość drogie i szkoda by było głupio je stracić.
Fizycznie siedzę w pracy, a wirtualnie cały czas na przyszłej budowie. Dumam gdzie jaki przepust zrobić, gdzie zostawić dodatkowe wzmocnienia itp. Biurko mam zawalone szkicami kominów, rur, prętów, belek, podciągów i cholera wie czego jeszcze. Chyba czas uporządkować te papiery, bo ostatnio szukając służbowych dokumentów spowodowałem efektowne osuwisko. Jego ofiarą padła nikomu nie winna (tym razem) Tośka, która z powodu absencji reszty rodziny "pracuje" ze mną.
Śni mi się po nocach to całe przyszłe budowanie ale na szczęście nie jest to uciążliwe - ot taka mała mania prześladowcza
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia