"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
Sprawę kontenera udało mi się przedłużyć o tydzień więc sprzątanie mogliśmy sobie rozłożyć na kilka etapów. Po pierwszym dniu przekopywania się przez wielgachną kupę folii wymieszanej z odpadkami po ekipie ogarnęło nas zwątpienie. Dwie godziny grzebania, kontener prawie pełen, my przemarznięci i przemoczeni, ręce zgrabiałe. Szkoda gadać. A uszczknęliśmy może z 10% tego co trzeba "przerobić". Grzebanie w folii po deszczu to ryzykowna sprawa bo tworzą się w niej całkiem spore złoża wody tylko czekające na to by z zaskoczenia wylać się na grzebiącego. Ale nabraliśmy trochę wprawy i następnego dnia poszło już nieco sprawniej (czyli zrobiliśmy kolejne 10%). Potem przyszło ocieplenie, folia zmiękła, "siadła" pod własnym ciężarem i zrobiło się znowu sporo miejsca w kontenerze. Kolejne dwa dni i kupa śmieci została solidnie przeczesana, folia popakowana w worki, grubsze śmieci w kontenerze. Pozostało jeszcze masę drobnicy - takiego drobnego gruzu przemieszanego ze styropianem z którym na razie nie bardzo wiemy co zrobić. Gruz na pewno będzie jak znalazł na pierwszą warstwę podsypki pod kostkę brukową, ale kiedy to będzie...?
W poprzedni weekend majster deklarował się że przyjedzie i poprawi dach. No i oczywiście z mojej strony oczekiwał, ba - wręcz się domagał, żebym przywiózł kasę - ("niech pan będzie o 9"). Niedoczekanie.
Pojechałem na działkę ale nie o 9 a o 11 - w końcu poprawianie dachu nie potrwa godzinę. Na budowie żywego ducha. Za to betoniarka zniknęła z garażu. A... i informacja na sekretarce żebym się z nim skontaktował. Trochę przegiął. W związku z tym postanowiłem zawiesić wszelkie formy kontaktu z tym panem aż do momentu uzyskania przeze mnie jakiejkolwiek opinii o dachu od fachowca.
Poprzedni tydzień miał być zwieńczony spotkaniem z panem z Icopala. Ale nie był... z jakichś tam przyczyn od niego niezależnych. No to dzwonię w poniedziałek by się umówić na jakiś dzień w tym tygodniu, ale pan z tym tygodniu czasu dla nas też nie znajdzie... cholera. To po co on właściwie jest? Ostatnia szansa to spotkanie w tygodniu przyszłym, potem wytoczę grubszą artylerię czyli przejdę do pisemnej formy komunikacji z firmą Icopal - nie lubię być olewanym, a tak się obecnie czuję.
W czwartek i piątek razem z teściem wzięliśmy urlop i zajęliśmy się wykonaniem odwodnienia dachu. Kupiłem odpowiednie uchwyty do rur 110 mm oraz tzw. śruby grzejnikowe, które wykorzystaliśmy zamiast oryginalnych kołków do mocowania tychże uchwytów. Taki manewr był potrzebny bo oryginalne kołki mają może z 5 cm dystansu od ściany, a nam było potrzeba 20 ze względu na ocieplenie ściany - mocowaliśmy przez 15 cm styropianu. W tygodniu zrobię zdjęcia - wtedy będzie widać co i jak. Montaż poszedł nam bardzo sprawnie. najwięcej czasu zajmowało kucie otworów w ścianie fundamentowej. Ale od czego stara poczciwa Celma... Komplet rur, kolan i innych drobiazgów na całe odwodnienie z wyprowadzeniem wody na zewnątrz i jej prowizorycznym na razie odprowadzeniem od budynku kosztował 135 zł. Nie zapomnieliśmy nawet o "wyczystkach" w każdym z pionów - tak "w razie czego". Drugiego dnia zrobiliśmy ocieplenie tych rur. Na razie jeszcze nie ma całości, ale to kwestia kilku godzin pracy. Gdy ja kleiłem końcówki ocieplenia teść zajął się poprawianiem tego co ekipa "nie do końca dobrze" zrobiła. A mianowicie: do wykończenia kominów wentylacyjnych kupiłem pełną cegłę klinkierową. Ale wykonawca nie wpadł na to by z niej skorzystać przy wykonywaniu bocznych otworów wentylacyjnych. Efekt: w zagłębieniach otwartej cegły klinkierowej stoi woda i czeka na pierwszy mróz. Grrrrrr..... Na szczęście zostało trochę zaprawy do klinkieru więc jakoś te otwory udało się zaszpachlować i zrobić delikatne spadki na zewnątrz.
Potem zajęliśmy się drewnem pozostałym bo budowie. Wszystkie odpady powędrowały do środka - leżą sobie w przeciągu i schną - będą doskonałym opałem gdy już zamkniemy budynek. No i góra stempli, które leząc na zewnątrz raczej nie zyskują na wartości "przeszła" do środka. Dziś rano w związku z tym wstawałem jak emeryt bo zakwasy miałem całkiem spore Ale szybko się rozruszałem - pozostała cegła klinkierowa powędrowała do środka i leży sobie ładnie ułożona na palecie. Wykorzystamy ją do parapetów zewnętrznych - i to chyba niedługo. Stemple poustawiałem w jednym końcu pomieszczenia - stoja i schną. Póki co nie sezon, ale chyba w okolicy lutego - marca staną się atrakcyjnym towarem i mam nadzieję pojadą do kogoś na budowę. A potem zajęliśmy się "odgwoździowywaniem" i sortowaniem pozostałych desek. Sporo się tego nazbierało. Jednak robota skończyła nam się przed czasem bo najpierw złamał się młotek (typowa tandeta za 5 zł), a potem wyłamało się stylisko od siekiery. Ale większość drobnicy przerobiliśmy.
W piątek zadzwonił telefon - patrzę a tu majster. Po chwili wahania odbieram.
- W niedzielę będziemy
- I co? - pytam
- Jak to co? Kasa!
- Mowy nie ma! Czekamy na opinię rzeczoznawcy. - no i się zaczęło
- Tak się nie robi! leci pan sobie w ch.. W takim razie w niedzielę rano jestem u pana w domu!
- Jeśli będzie pozytywna to tego samego dnia przeleję pieniądze.
A jaka ta opinia będzie jestem pewien więc informuję że drabinę wyłazową na dach zdemontowałem i nie życzę sobie by coś na dachu było przez pana ludzi robione. I na tym rozmowę zakończyliśmy bo majster się rozłączył. Ciśnienie mi trochę podniósł, ale tylko na chwilę.
Kolejny telefon wykonałem do pani kierownik i opowiedziałem co i jak z majstrem. Stanęło na tym, że w sobotę przyjedzie na budowę z rzeczoznawcą - biegłym sądowym i opiszemy stan dachu. Wizyta rzeczoznawcy doszła do skutku, ale dachu nie opisał. Okazało się, że to starszy pan około 60-tki, dla którego skakanie po drabinie na wysokości drugiego piętra to zbyt wiele. Na pomost jeszcze wyszedł ale jak się złapał drabiny to już zwątpił. Ale postąpił ładnie bo zadeklarował się że w poniedziałek przywiezie swojego młodszego kolegę, który tam wyjdzie ze mną i wtedy zrobią razem ekspertyzę. A po wstępnej wymianie zdań gdy pokazałem im jak to wygląda od spodu, - że pomimo 2 warstw papy woda się leje ze stropu sam pan biegły przyznał, że wykonawca zniszczył tylko materiał i powinienem się domagać jego zwrotu. Niczego więcej zresztą nie oczekuję - chciałbym tylko doprowadzić do tego, że stara papa zostanie na wiosnę zdemontowana i wywieziona a na placu pojawi się nowa która połozy firma mająca o tym pojęcie. Oczywiście cała operacja ma się odbyć nie na mój koszt
Teraz popijam sobie drinka i się "luzuję" - zobaczymy czy wykonawca będzie miał na tyle tupetu by jutro przyjechać i domagać się kasy.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia