Dziennik Alicjanki
Z ŻYCIA DOMOWNIKA - telewizor
Z tym telewizorem to tak jak z całym domem. Plany były ambitne - wyrzucić telewizor z salonu - zostaje tylko kultura, miłe pogawędki, mądre dyskusje, czerwone wino i stroje wieczorowe... Aha, no i święty spokój, bo jak wiadomo tam gdzie telewizor tam są dzieci...
I niemal by mi się moje plany udały, gdyby nie moja bogatsza połowa. Otóż OKAZYJNIE (skąd ja znam ten kit - w sklepach są właśnie bogate przeceny...) trafił mu się sprzęt zwany kinem domowym. Składa się toto z dwóch wysokich głośników, subwoofera (mam nadzieję, że nikogo nie obraziłam ) i jeszcze dwóch głośników które mają stać za plecami. Do tego oczywiście jest odpowiedni ampli-cośtam.
W tym momencie ruszyła machina propagandy, a moim mężu obudziła się moc, charakterystyczna dla tych którzy wierzą, że mają rację. Ponieważ właśnie po 12tu latach używania popsuła mi się moja archaiczna wieża - mój mąż zaraz podsunął mi wiadomość, że muzyki też można słuchać przez DVD+kino domowe. No i trochę głupio takie cudo montować w niewielkiej naszej sypialni i nie wykorzystywać jego możliwości. Po dłuższym czasie prania mózgu (ale raczej prania w Woolite ze zmiękczaczem, niż w proszku Rex ) poddałam się, skuszona głównie, acz nie tylko, tym słuchaniem muzyki.
Zatem Marek przystąpił do obmyślania całości. Telewizor z całym inwentarzem miał stanąć po drugiej stronie ściany która kryje zabudowę kuchenną (zdjęcia wkrótce). Niestety nie pomyśleliśmy wcześniej o pozostawieniu w podłodze peszli na przeprowadzenie ewentualnych kabli, no i w podłodze jest już drogocenna instalacja ogrzewania podłogowego. Zatem ta droga dla kabli odpadła.
Mój zmyślny mąż wymyślił zatem inny sposób. Ponieważ właśnie miały być kładzione płytki w kuchni, przewiercił się przez tą ścianę do kuchni i przeciągnął tamtędy odpowiednie miedziane przewody. Następnie zostały one poprowadzone pod płytkami przy kuchence, następnie ukryte pod rurą od okapu kuchennego, przeciągnięte strychem do naszej garderoby przy sypialni, w garderobie w kącie schodzą do poziomu cokołu w gabinecie i tuż nad cokołem są wyprowadzone do gabinetu. Jakiż mój mąż był dumny z tak zmyślnego rozwiązania swojego problemu! I tym sposobem telewizor wylądował w salonie. Osiągnęliśmy zatem taki sam sukces, jak przeciętny posiadacz psa, który zabrania mu kłaść się na sofie.
Natomiast z satysfakcją przyznaję, że pomimo telewizora w salonie, korzystanie z niego spadło w ZNACZNYM STOPNIU w porównaniu do życia blokowego, bo jednak najczęściej (np. w tą niedzielę) w ogóle go nie włączamy (aż do wiadomości), bo pali się kominek, albo nie włączamy bo są goście i słuchamy muzyki...
cdn
[ Ta wiadomość była edytowana przez: Alicjanka dnia 2003-01-20 11:19 ]
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia