"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
Sobota była dla nas bardzo spokojnym dniem:
- na 9 do weterynarza odebrać karmę dla Tośki (za miesiąc będziemy dziadkami )
- przy okazji zajrzeć do moich rodziców na kawę
- na 10:30 do studia mebli kuchennych na podpisanie umowy
- przed tym do bankomatu po kasę na zaliczkę
- po meblach - do hurtowni kaflowej zamówić w końcu kafle na dużą łazienkę
- w drodze na obiad zajżeć na budowę
- na 14 byłem już umówiony z kolegą, że wytnę mu 3 drzewa na jego placu
ojejku...... "niech ktoś zatrzyma wreszcie świat - ja wysiadam"
A wczoraj nam się przypomniało, że jeszcze o 12 mieliśmy być u naszego sąsiada w zakładzie i wybrać sobie trochę kloszy i lamp do oświetlenia domu
Niedziela - Patrycja toczyła dalej nierówną walkę z sufitami w łazienkach, a ja popełniłem konstrukcję ścianki działowej w kuchni wydzielającą pomieszczenie spiżarni.
Wczorajszy dzień był generalnie dniem naszego kryzysu budowlanego. Jakoś tak nam się nic nie chciało, wszystko wydawało się bez sensu itd... Pewnie znacie to uczucie. Zapadła decyzja że jednak kogoś do sufitów sobie zagonimy, bo robota popołudniami to jest dobra, ale jak byśmy się mieli wprowadzić za pół roku, a nie jak najszybciej. Zadzwoniłem do znajomego budowlańca, żeby podesłał nam kogoś sprytnego, mającego o tej robocie pojęcie.
Odezwał się pan "od kafli" że te nasze kafle to właśnie przestają produkować (cholera - ja to już gdzieś słyszałem przy okazji poprzedniej łazienki ) i nie ma wszystkich w ofercie. Szybki proces decyzyjny, zmiana zamówienia - na szczęście chodziło o kilka kafli - i wariant numer 2 "przeszedł". Mają być na piątek.
Plan na dziś to pierwsze podejście do kominka - czas w końcu nabyć nasze zardzewiałe kafle których z planowanych kilku sztuk zrobiło się 4 m2, wnieść bloczki ytongowe na górę i zacząć wszystko dopasowywać do siebie.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia