"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
Z tym naszym gresem kominkowym to się niezła jazda porobiła. Jest tak twardy jak stary piernik - maszyny posiadane przez naszych kafelkarzy nie dają mu rady. Więc od trzech dni codziennie odwiedzam firmę zajmującą się usługowym docinaniem kafli i wykonywaniem "faz" na krawędziach. Szkoda tylko że po dniu dzisiejszym cena tej usługi przekroczy już połowę wartości kafli (wcale nie tanich) - no ale to są podobno trudności "nieprzewidywalne" . Nie pozostaje nic innego jak to przetrzymać. A chyba dzisiaj będą ostatnie cięcia wykonywane, więc jutro popołudniu powinniśmy cieszyć oczy naszą obudową kominka.
Na wczoraj planowaliśmy wielki start schodów... ale oczywiście nic z tego nie wyszło. Firma handlująca profilami stalowymi, które są do tego potrzebne ma urlop . Ot tak po prostu sobie zamknęli na 2 tygodnie firmę na kłódkę. Ale jaja - myślałem, że już się tak nie robi. W każdym razie nie miałem już czasu by szukać dalej innych źródeł żelastwa. Może dzisiaj się uda coś znaleźć.
Skoro nie schody.... to po wysączeniu (z powodu upału oczywiście ) zimnego piwka zabrałem się za inne drobniejsze prace porządkowe. Śmieci na dół, gruz na kupkę, kartony do spalenia - ot takie "byle co" na którym zeszło całkiem sporo czasu. Na koniec walnąłem pielgrzymkę po wszystkich pomieszczeniach i spisałem nasze potrzeby "elektryczne" - czyli listę włączników światła, gniazdek elektrycznych i gniazd specjalnych (tv/sat/ethernet/telefon). Dzisiaj spróbuję to zamówić. Zdecydowaliśmy się na Berkera - seria B-kwadrat w kolorze lekkiego beżu czy też mocno mlecznego kakao.
A na dole w kotłowni sobie dłubie nasz wykonawca nad kaflami. I mam pewne obawy o tempo tych prac, bo jakoś tak wolno, bardzo wolno mu to idzie. Liczyłem, że w przyszłym tygodniu zmontujemy kotłownię, a tu nic na to nie wskazuje...
Kilka dni temu dopadła nas depresja "finansowa". Tyle jeszcze do zrobienia a kasy mamy na połowę listy . Nasz misterny budżet nie rozjeżdżał się do tej pory zbytnio - pogrążyła go nasza przygoda z dachem. A że terminu rozprawy z wykonawcą nadal nie ma, więc i widoki na kasę są bardzo odległe. I pewnie przyjdzie nam mieszkać bez tynków zewnętrznych (i jeszcze niewielkiej kilkunastostronnicowej listy innych rzeczy) .
Co tam - damy radę!
No to może coś weselszego żeby tak smutno nie kończyć. Nasze maluchy mają juz po ponad 3 tygodnie. Przez ten czas już chyba ponad 10 krotnie powiększyły swoją wagę urodzeniową i dalej rosną jak na sterydach. Od dwóch dni zaczynają bardziej odważne eskapady w odleglejsze zakątki mieszkania. W sumie by nam to nie przeszkadzało, ale te ich "przecieki".... I tak juz jest postęp bo gdy się obudzą wychodzą na zewnątrz legowiska i tak dokonują "zrzutu" A nam się zmienia jak w kalejdoskopie którą z panienek sobie zostawiamy. Każda ładna. I co kilka dni wzrostu widać inne fajne cechy u każdej z nich. Na szczęście wybór mamy ograniczony do 3 maluchów, więc może nie będzie tak źle
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia