"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
Dawno nic nie pisałem, ale za bardzo nie było o czym
W końcu jest chwila czasu więc czas na podsumowanie tygodnia.
Dzisiaj praktycznie zakończyliśmy prace nad konstrukcją nośną schodów. Nie obyło się bez małej "obsuwy" - ale to z mojej winy - bo bez komputera to ja już zaczynam być kaleką 177,5 cm minus 10mm dało mi 167,5 cm - efekt, po przystawaniu wsporników do kilku stopni coś mi się zaczęło nie zgadzać. Efekt nr 2 - cały dzień w pi..u a ja następne popołudnie poświęciłem nie na malowanie, a na pracowite odcinanie juz przyspawanych elementów i polerowanie konstrukcji tak by nie było widocznych śladów porażki. Po dorobieniu brakujących elementów praca poszła juz sprawnie i następnego dnia dolny bieg schodów był gotowy. Stopnie maja po 17,7 cm a tolerancja w wysokości wynosi 1mm - czyli chyba nieźle :). Ostatni stopień jest o cm wyższy - ale to jeszcze przed kaflami więc docelowo będzie w porządku.
Z drugim biegiem poszło jeszcze szybciej - popełniliśmy go w praktycznie w dwa popołudnia. Na poniedziałek pozostało dorobienie uchwytów do mocowania blatu spocznika i obróbka spawów, a potem demontaż całości i wywózka do piaskowania i lakierowania. Stopnice już są w fazie klejenia, musimy do poniedziałku zdecydować o końcowym kształcie krawędzi i kolorze i też do końca tygodnia powinny byc gotowe. A nad barierkami będziemy myśleć dopiero po zmontowaniu schodów na gotowo, bo tak do końca nie jesteśmy w stanie sobie ich klimat wyobrazić. Ale na pewno nic w klimacie nierdzewki czy szkła - juz prędzej czarny metal + ciemne drewno.
Od tygodnia mamy czynną kotłownię. Wyszło po montażu kilka nieszczelności na łączeniach gwintowanych - ale mają zostać usunięte przez kolegę rafslusarczyka w tym tygodniu. Na razie nic mądrego nie mogę napisać o samej kotłowni czy obsłudze pieca, bo ograniczyłem się do wariantu minimum - włącznik/wyłacznik Na szczegóły przyjdzie czas po przeprowadzce.
W wolnych chwilach pomiędzy pracą zarobkową a pracą nad schodami zajmuję się kolejna profesją - tynkowaniem. W sumie drobna rzecz bo to tylko obróbki parapetów - ale jednak dla mnie coś zupełnie nowego. Żeby nie było pełnej "jazdy bez trzymanki" zaprawę tynkarską kupiłem gotową w workach. Pierwszego dnia obrobiłem wstępnie jeden parapet. Walki było co nie miara i przypomniały mi się przy tym czasy dzieciństwa - mieszanie piasku z woda i lepienie z tego kulek Ehh.... piękne to były czasy :) Drugiego dnia zrobiłem go "na gotowo" i nawet byłem zadowolony z efektu na tyle, że zabrałem się za następny. Też wyszło nieźle. Dzisiaj obrobiłem parapet w salonie i pozostały jeszcze 2 w sypialniach - tylko tam muszę najpierw zdemontować grzejniki.
Patrycja głównie swój czas poświęca aktualnie opiece nad naszymi maluchami które mają już 7 tygodni (ale ten czas leci!). Po weekendzie pierwsza sunia wyjeżdża do swojego nowego domu - ciekawe jak przejdzie nam rozstanie się z nią. Bo z jednej strony gdy budzą nas o 4 nad ranem swoim radosnym piszczeniem i przychodzi nam sprzątać dziesiątki kupek w ich nieco natrętnym towarzystwie to jest to doznanie mocno traumatyczne, ale z drugiej strony są takie słodkie i wesołe :) - u nas ich oglądanie przebiło oglądalność tv. Szukamy jeszcze dobrych domów dla dwóch piesków. Reszta już ma swoich nowych właścicieli. Ale wracając z wycieczki hodowlano-weternaryjnej do Patrycji - gdy tylko wygospodaruje chwilę czasu także pędzi na działkę i cos tam "dłubie". A to posprząta, a to zagruntuje ściany w pokoju a aktualnie zajęła się gipsowaniem porzuconej przez wykonawców obudowy kominka.
Mamy nadzieję, ze piątki będą od teraz naszymi szczęśliwymi dniami. Wczoraj udało nam się podpisać wstępną umowę sprzedaży mieszkania . Długo to trwało, ale w końcu jest upragniona zaliczka która pozwoli nam na spokojne dokończenie "wariantu minimum". A na przyszły piątek mamy wyznaczony termin pierwszej rozprawy o odszkodowanie za dach. Oj.. będzie się działo...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia