"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
No to czas na opis naszej przeprowadzki dni kolejnych.
Przy niedzieli firmy nie pracują, więc kolega pożyczył nam od siebie z zakładu samochód dostawczy - citroena jumpera. Wielkie to, więc i pakowne. Tak nas przeprowadzanie się zakręciło, że o 8 rano byliśmy już pod blokiem i znosiliśmy graty do auta. Znieśliśmy graty z jednego pokoju i "zonk" - auto pełne . Piętrowo układać nie będziemy bo lubimy nasze mebelki :). Kurs powrotny i o 9 pijemy sobie kawkę i jemy śniadanko. Najbardziej się podoba jazda busem naszej córci - wysoko i wszystko widać. Dobrze tylko, że nas panowie w mundurkach nie widzieli . Po śniadanku kurs numer 2, potem numer 3.... i zostały nam jeszcze same takie dość ciężkie graty do przewiezienia. Umówiłem się z kolegą (tym od busa) na popołudnie, więc miałem z kim to nosić. Tym oto sposobem w niedzielę wieczorem byłem zrypany jak pies, ale za to mieliśmy w domu już jakieś 90% dobytku. Pozostały tak zwane "drobiazgi - zapomniane, poutykane po kątach, czające się a to pod łóżkiem, a to za szafą i kompletnie nikomu niepotrzebne. Ale trzeba coś z nimi zrobić (wrzucić w kartony i przewieźć do naszego domku). Potem będziemy się martwić co z tego da się spalić :)
Od ubiegłej soboty - więc juz praktycznie tydzień - funkcjonujemy bez komputera i telewizji. Jedyną medialną rozrywka jest radio :) I wiecie co? - wcale nie jest tak źle. A najlepiej robi to naszej Igusi - jest wprost do rany przyłóż. Jednak te bajki i gry mają strasznie zły wpływ na psychikę dziecka. Najlepsze jest to, że od tygodnia dziecko nie wspomniało ani razu, że chciałaby obejżeć choćby wieczorynkę - po prostu telewizor stał się dla niej bezużytecznym meblem.
W piątek przed przeprowadzką pojechałem do telekomunikacji pozałatwiać sprawy telefonów. Chciałem przenieść nasz numer z mieszkania do domu (jakieś 800 metrów w linii prostej) i założyć nowy numer w mieszkaniu (dla rodziców). Najpierw godzinę zajęło mi przekonywanie pani, że napewno nie chcę też przy okazji przenoszenia numeru przenieść też DSLa na którym funkcjonuje całkiem nieźle sieć blokowa. Chciałem tylko zamienić numer na którym on funkcjonuje - ale to było ciężkie do pojęcia. Po dyskusjach z dyrekcją, infolinią, biurem w Opolu i chyba ministrem telekomunikacji okazało się, że da się to zrobić - dokładnie według schematu jaki zaproponowałem :). Jeszcze tego samego dnia - dokładnie po 3 godzinach - zmieniono nam numer w mieszkaniu na nowy. Szok - pozytywny. Ale we wtorek zadzwoniła pani i powiedziała, że niestety starego numeru nie da się przenieść do naszego domu bo to już inna centrala . Biegiem odkręcaliśmy wymianę numeru w mieszkaniu by chociaż rodzice mogli informować naszych znajomych o naszym nowym numerze telefonu. A u nas telefon - już z nowym numerem - ma być założony lada chwila. Miał to być jeszcze piątek - ale widać było panom z TPSA nie po drodze, więc wypatrujemy ich dzisiaj.
Sąsiedzi zmobilizowali się naszymi pracami porządkowymi w ogródku i postawili obiecaną część ogrodzenia. Fajnie się to zbiegło z naszymi pracami ogrodowymi bo nie trzeba będzie robić tego kawałka na raty tylko będzie już na gotowo.
W czwartek kupiłem pergole do odgrodzenia nas od sąsiadów. Nawet w dobrej cenie były w Castoramie - ale w sumie nie ma się co dziwić - to już prawie po sezonie działkowym. Ekipa od ogródków uprzątnęła cały teren, przywieźli materiały i grzebią. Jak są - praca idzie w bardzo dobrym tempie. Jednak zdarza się, że znikają.... Ostatnio ich wcięło na 3 dni. Teraz znowu są i pracują. Deklarują koniec prac na środę. Zaczyna ten teren naprawdę ładnie wyglądać - mimo, że to na razie gołe klepisko. Rośliny mają dojechać chyba dzisiaj. Zdecydowaliśmy się na założenie instalacji nawadniania kroplowego dla roślin. Trawnika będziemy mieli na razie mało, więc podlewać będziemy z węża :). A jak nam przybędzie terenu zielonego pomyślimy co dalej. Gdybyśmy chcieli zrobić nawadnianie "wynurzeniowe" to trzeba by pociągnąć od wodomierza rurę z wodą podłączoną przed reduktorem, bo tenże reduktor zamocowany na budynku zabija możliwość pracy urządzeń nawadniających - to taka uwaga dla tych co jeszcze instalacji wodnej nie zrobili.
Od ubiegłego tygodnia prowadziliśmy casting na ekipę wykonawczą do tynków zewnętrznych. To bardzo ciekawe doświadczenie - szczególnie gdy ma się za sobą właściwie całą budowę :). Panu deklarującemu, ze potrafi położyć tynki zewnętrzne także przy mrozie dziękuję od razu . Panowie numer dwa po obejżeniu budynku nie dali znaku życia. No to może numer 3? Chyba im zależy bo pan jest punktualny, zrobił nam szybko pierwszy kosztorys. Gdy się okazało, że mam materiały w lepszych cenach niż oni pojechał do naszej hurtowni i negocjował na tyle skutecznie, że cena dla nas spadła o 25% w stosunku do wariantu wyjściowego . Przygotował trzy kolejne kosztorysy - bo proponował nam też rozwiązania alternatywne dla naszego tynku silikatowego. Ale zostało przy naszym wyborze. W międzyczasie robiłem rozeznanie po firmach z tej branży na naszym terenie i doszliśmy do wspólnego wniosku, że wybór ekipy to zawsze ruletka. Pracownicy między firmami krążą jak wolne elektrony, więc ważniejsza jest dobra umowa i oczywiście skuteczny nadzór. no i najważniejsze - mogą wejść do pracy praktycznie "z marszu". Niestety przez weekend musieliśmy weryfikować nasze plany kolorystyczne budynku, bo kolory które wybraliśmy pierwotnie okazały się być "z trzeciej grupy cenowej" lub niedostępne w wersji silikatowej. Ciężka to była decyzja bo większość fajnych kolorków jest właśnie w tej trzeciej grupie. Najwyżej będziemy tłumaczyli potem znajomym jak dojechać w ten sposób - "na światłach skręćcie w lewo i po 300 metrach szukajcie kupowato pomalowanego domu" .
A my się rozpakowujemy. Na razie jest tragedia - znalezienie koszulki, ręcznika czy czegoś innego to naprawdę wyzwanie. Mieliśmy sporo planów poprawy tej sytuacji związanych z weekendem - skończyło się na rozpakowaniu chyba 4 kartonów, złożeniu dwóch regałów do spiżarni, odpaleniu zmywarki (działa - i umyła naczynia!), piekarnika - pizza według dołączonego przepisu wyszła wyśmienita i zrobieniu instalacji zasilającej wentylatory dgp i przyszłego rekuperatora. Do instalacji zasilającej tych dwóch urządzeń wpiąłem podlicznik, więc będzie wiadomo ile dokładnie prądu pójdzie na ich pracę. Gdy tylko ostatecznie sprzedamy mieszkanie jadę kupić centralę wentylacyjną bo bez niej jakoś tak duszno w domu - szczególnie jak teściowa zostaje z naszą Igusią i pozamyka wszystkie okna "bo zimno" . Co ciekawe - po zamknięciu okien temperatura ani drgnie, natomiast wilgotność zasuwa do góry tworząc klimaty okołorównikowe.
Robię też odczyty liczników wody, gazu i energii żeby mieć możliwość kontroli "ekonomiczności" naszego domu. Jak tylko zbiorę dane z pierwszego miesiąca oczywiście będę się chwalił.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia