Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    210
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    293

"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów


RYDZU

409 wyświetleń

Samo płytkowanie to była pestka. Powierzchnia płaska, wycinanek też niewiele więc szło nieźle. Docinanie cokołów przypłaciłem chyba lekkim uszkodzeniem słuchu - ale czego się nie robi dla własnego domku . Wczoraj się zawziąłem i bym skończył klejenie bo pozostało mi dosłownie kilka płytek przy progu drzwi wejściowych. Niestety piła do glazury "się skończyła" - a konkretnie tarcza tnąca - muszę dziś jechać i dokupić nową.

 


Więc przykleiłem wszystko co się dało i rozpocząłem fugowanie. Całe szczęście, że nie zdecydowałem się na rozrobienie całego opakowania fugi tylko odważyłem sobie kilogram i zająłem się zabawą na mniejszą skalę. Samo rozprowadzanie fugi i umieszczanie jej w szczelinach między płytkami to nawet dość prosta czynność. Bardzo pomaga przy tym taki gumowy klocek z uchwytem nabyty w Castoramie. Kwestią opanowania jest tylko technika prowadzenia tego ustrojstwa i robota idzie aż furczy. A jak już ją skończyłem czas zabrać się za najprzyjemniejszą część pracy - czyli mycie całości gąbkową pacą. Że to najprzyjemniejsza część roboty stwierdziłem patrząc na pracę naszych płytkarzy jakiś czas temu.

 


O ja naiwny!!! Zebrać to cholerstwo z podłogi to naprawdę spory wysiłek. Na początku wszystko się paprze i generalnie fuga jest wszędzie . Płukanie pacy co 2 ruchy pomaga, owszem, ale przydała by się miska o pojemności chociaż 100l żeby nie trzeba było co 5 minut biegać i wymieniać w niej wody. Cała zabawa w mycie z tak na oko 4 metrami kwadratowymi zajęła mi dobrą godzinę . No ale satysfakcja jest niesamowita bo fugi wcale takie złe nie wyszły z i inne niedoskonałości lekko zamaskowały Dzisiaj ciąg dalszy walki, potem silikon i będzie fajrant

 

 


Ani się obejżeliśmy a stuknęły dwa miesiące jak mieszkamy - jak ten czas jednak leci. Generalnie grzejemy gazem, a dodatkowo - niejako z doskoku - palimy w kominku. Czasami to "z doskoku" znaczy że pali się od rana do wieczora, ale najczęściej jest to tylko popołudniowo - wieczorne lekkie przepalenie. Na domiar wszystkiego wczoraj skończyły nam się "lokalne" zapasy drewna liściastego. Ostatnie dni już wypalaliśmy drewno mokre i jak zauważyłem zanim się ono rozpali i wysuszy w kominku to połowy już nie ma (a o okopconej szybie nie będę nawet wspominał). Ekonomiczne takie palenie mokrym opałem nie jest na pewno . I teraz stoimy przed dylematem: mamy 14 metrów drewna u wuja na placu; całość porąbana i ułożona czeka na nas - jednaj jest to drewno ścięte w sumie niedawno, więc też świeże; biorąc pod uwagę obecne ceny drewna (ok 100 zł/m3) to chyba odpuścimy sobie palenie w kominku w tym sezonie. Drewno niech sobie leży i schnie do następnego sezonu. Przy takim "intensywnym" paleniu w kominku jak nasze gazu zużyjemy niewiele więcej.

 

 


Tym bardziej że na razie gaz wcale nie jest taki znowu "be" - przy temperaturach w domu rzędu 23 stopnie i 17 w części technicznej zużywamy aktualnie ok 9 metrów gazu na dobę łącznie z z ciepłą wodą. Ciekawe jak będzie gdy temperatura poleci o 10 stopni w dół

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...