"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
Święta, Sylwester, Nowy rok i jeszcze tydzień. Tyle wytrzymała nam choinka. Może dała by radę nieco dłużej, ale prawdopodobnie była ścięta sporo wcześniej przed świętami, i zdążyła obeschnąć. Postawienie jej w kubełku z piachem i podlewanie nic nie pomogło. Dzieła dopełniły psy które nie wiadomo dlaczego nagle po prawie 2 tygodniach zainteresowały się krzakiem stojącym w rogu salonu i zaczęły go namiętnie ogryzać i zrzucać ozdoby. Może z zemsty - bo drzewko postawiliśmy w miejscu gdzie psy do tej pory miały swoje miejsce do spania. Tak traktowany chojak zaczął gubić igły na potęgę. Wobec takiego obrotu spraw pozostało mi zrobić jedno. Dobić ją. Metodycznie, sekatorem, gałązka po gałązce wszystko co z niej zostało wylądowało w kominku. I oczywiście poszło z dymem.
A na dworze zima na całego. Śniegu napadało jak wściekłe, teraz do tego jeszcze mróz. Dziś rano było -13, wczoraj -12. Nawet podłoga w salonie się zrobiła przyjemnie ciepła z tego wszystkiego.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia