"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
Na budowie nic się nie dzieje więc by trochę ożywić nasz dziennik budowy wrócę do historii trochę odległej, a jednak niedokończonej.
Dach i jego naprawa - a dokładniej przepychanki z formą która go sp...ła (miałem na myśli oczywiście słowo "spartaczyła" )
W listopadzie 2004 firma zakończyła (a przynajmniej tak sądzili) budowę naszego stanu surowego. Końcówka przebiegała w dość nerwowej atmosferze z racji nowego majstra na budowie i pośpiechu z powodu kolejnej budowy którą mieli rozpocząć po skończeniu naszej. Ten nowy egzemplarz na budowie to typ "wszystko wiedzący najlepiej" - czyli robiący tak by robić ale się nie narobić. Pierwszym sygnałem była szerzej opisana już wcześniej akcja z kotwami w trakcie zalewania drugiego stropu. Potem w trakcie mojej nieobecności układanie spadków stropodachu ze styropianu i szybkie poprawianie tej jego "pracy" w dniu zalewania spadku stropodachu. No i samo układanie - przepraszam: ROZWIJANIE - papy na powierzchni stropodachu . Po zakończeniu "pracy" okazało się że dach przecieka (i jacy byli z tego powodu zdziwieni ) . Najmocniej ciekło w obrębie wypustów którymi deszczówka ma być z dachu odprowadzona. Po kilku deszczowych dniach okazało się, że jednak nie tylko tam
Do tej pory zakończenie każdego etapu było finalizowane końcowym rozliczeniem - ale tym razem coś mnie tknęło i ekipa nie dostała całej kwoty. Zostało mi do uregulowania śmieszne 1500 zł ale tylko chyba dzięki temu udało mi się ich zmusić do dwukrotnego jeszcze odwiedzenia naszej budowy (w weekendy). Próbowali cos tam podgrzewać palnikiem w obrębie samych wypustów i cały czas szli w zaparte, że pokrycie jest zrobione wzorowo, a z dachu wychodzi woda która się tam nazbierała przed pokryciem papą
Wobec takiego stanowiska ekipy powiedziałem, że rozliczymy się za całość jeśli kierownik budowy uzna, że pokrycie jest wykonane w sposób prawidłowy. Pani kierownik oczywiście uznała że pokrycie ok nie jest i zaproponowała zaproszenie rzeczoznawcy, którego to opinia miała uprościć rozmowę z wykonawcą. Niestety to był praktycznie ostatni kontakt z "panem budowlańcem". Próbował jeszcze raz po tygodniu wymusić na mnie zapłatę. Potem przestał odbierać telefony zarówno ode mnie jak i od pani kierownik budowy.
Przy takim obrocie sprawy podjąłem kolejne ruchy. Udało mi się ściągnąć na dach regionalnego doradcę technicznego firmy Icopal (producenta papy). Obydwie opinie (rzeczoznawcy i doradcy producenta papy) w sposób nad wyraz oczywisty były dla mnie korzystne. Ponieważ budowlaniec telefonów nie odbierał przeszedłem na formę korespondencyjną (za poświadczeniem odbioru oczywiście). Na moje propozycje rozwiązania problemu jednak nie reagował i - co mnie wcale nie zdziwiło - przestał odbierać także korespondencję. Dopiero zaproszenie na pierwszą rozprawę do sądu "udało" mu się odebrać. Na sprawie okazało się, że ma on swojego reprezentanta (zresztą wcale się nie dziwię) - mecenasa - który w ramach riposty złożył... pozew wzajemny o zapłatę . Aż mnie trafiło! Faktycznie nie wszystkie pieniądze, które dostawał do ręki były kwitowane - to mój wielki błąd. Ale nie jest tak źle - po szybkiej analizie dokumentów okazało się że pisząc kwotę w pozwie uwzględnił tylko faktury wystawione dla mnie. "Zapomniał" natomiast o wpłacie którą pokwitował mi na odwrocie umowy o roboty budowlane i o tym, że zawsze pieniądze dostawał w obecności świadków .
Już w momencie ujawnienia przeze mnie tego pokwitowania wyszedł na idiotę - no ale "the show must go on" - czyli przesłuchania wszystkich świadków powołanych przez niego (aż 2 z czego jeden napisał pismo, że jest za granicą i nie będzie zeznawał ).
Do tego jeszcze moi świadkowie, rzeczoznawcy, itd. Sprawę rozwiązałoby zeznanie jednego człowieka - chłopaka, który po odejściu z tamtej firmy robił u mnie tynki. Jednak poprosił mnie bym tego nie robił bo jest z szefem firmy jakąś tam rodziną. No trudno...
Obecnie czekamy na decyzję, czy majster będzie się upierał by przesłuchać tego świadka, który siedzi za granicą, czy też sprawa potoczy się dalej. Przed nami jeszcze zapewne druga opinia biegłego - tak wnioskuje adwokat majstra. Po rozwoju sprawy widać, że zmierzają do obalenia opinii rzeczoznawców dotyczącej pokrycia dachu, a w podtekście do tego, że pokrycie dachu nie było wcale wymieniane. No ale tutaj też czeka ich jeszcze trochę niespodzianek. I mnie pewnie także.
Szkoda tylko, że całe postępowanie musi się tak długo ciągnąć.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia