"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
Ostatnie dni z racji lepszej pogody zaczynają mnie nastrajać pozytywnie do prac domowych.
Na pierwszy ogień poszedł odpływ z wanny - nie wiadomo dlaczego zaczął się przytykać. Zdemontowałem płytkę klejoną na silikon (co zresztą wcale nie było takie proste - ale w końcu odciąłem ją cienkim drutem). I co się okazało po rozebraniu syfonu?.... - nasza córcia w kąpieli przegapiła jedną zabawkę i to spowodowało lawinowe zbieranie się wszelakiego "dobytku" z wanny wylatującego. Akcja w sumie szybka i efekt w 100% pozytywny. Pozostało jeszcze ulokować płytkę na miejscu - ale to za dzień-dwa (jak pod wanną wyschnie).
W sobotę za to była akcja "kucie" - montowałem kratkę wentylacyjną w łazience. Dopiero gdy robotę rozgrzebałem wyszło, że "walnąłem" się w obliczeniach wysokości sufitu podwieszanego. Komin wentylacyjny zaczynał mi się na poziomie ok 60 cm od stropu. I było pięknie - tylko, że sufity podwieszane w łazience wyszły około 45 cm niżej niż strop. W efekcie gdy zacząłem kuć dobrałem się do początku komina i to na odcinku ok 15 cm . Wygrzebałem z niego furę resztek zaprawy, styropianu etc. A potem wycieczka do Castoramy i zakup innej - mniejszej kratki. Na szczęście się udało i całość wygląda ok. Tym samym łazienkę w końcu możemy uznać za w 100% skończoną - oops - jeszcze mi sie przypomniało o jednej dziurce do wywiercenia. Do mocowania słuchawki prysznica. Tylko że w gresie się pierońsko ciężko wierci...
Ze spraw pozabudowlanych - nasza "mała" sunia w wieku 7 miesięcy przerosła swoją mamusię Obawiamy się że będzie dużo za duża... ale co tam :) ważne że jest kochana
Rozsypał się nam samochód. Prawie całą budowę wytrzymał bez "kwiknięcia" a tu teraz taki klops - półośka do wymiany. Tłucze cholera tak mocno, że mimo roztopowej aury przesiadłem się na rower. Mam nadzieję, że uda się ją dokupić bo inaczej nie mam czym dojechać na zlot forumowy
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia