"Z motyką na słońce" - czyli koszyczek Rydzów
Podobno mamy wiosnę - ale tylko w kalendarzu.
Generalnie niewiele się u nas dzieje (na budowie) - poprawiamy to i owo, mieliśmy pożar, robimy porządki i takie tam duperele.
Dorobiliśmy się karniszy w kolejnych 2 oknach. W jednym firanka już wisi, do drugiego "się szyje" i na piątek ma być gotowa. Przyniosłem na górę kartony ze zdjęciami i ramkami - dzisiaj będzie wielkie wieszanie. Tylko zdjęcia wymienimy na nowe. Ale zawsze to będzie mniej łyso na ścianach .
A wczoraj tak sam z siebie (dziwne zjawisko ostatnimi czasy ) założyłem ciuchy robocze i poszedłem na dół trochę posprzątać. Po prostu miałem już obawy, że pewnego dnia "coś" wyjdzie z tej kupy gratów i śmieci i nas zje. Najczęściej w snach te obawy miałem - więc żeby zmienić ich tematykę szarpnąłem się i rozpocząłem Sezon Porządków Wiosennych. Godzina roboty i jakaś 1/4 pomieszczenia posprzątana. Śmieci popakowane w kartony i przygotowane do wywiezienia - co zresztą zaraz wieczorem uczyniłem. Aż sam siebie nie poznaję - a i Patrycja patrzyła na mnie jakoś tak dziwnie . Dalej już sprzątanie nie pójdzie tak lekko - zbliżam się do "złoża" napoczętych ciężkich worów z różnego rodzaju zaprawami (pozostałości po różnych pracach wykończeniowych). Dojdą dylematy co zrobić z resztkami płytek ceramicznych, kawałkami paneli, listewkami śrubkami i masą innych dupereli. Do tego wielgachna kupa gałęzi na środku garażu - sam nie wiem co prawda po jaką cholerę je wniosłem do środka skoro nadają się bardziej na ognisko niż do kominka. Teraz będę je musiał w pocie czoła pokawałkować na format "ogniskowy" i wynieść na kupkę przed dom. Tak zwana robota bez sensu .
No dobra - wspomniałem o niekontrolowanym ogniu w domu. Sprawca jestem ja . Sprzątałem popiół w kominku. Wygasiłem naprawdę sporo wcześniej po czym wybrałem przy pomocy fachowego narzędzia (kielni murarskiej) popiół do wiadra i zaniosłem na dół. Jak się napełnią wszystkie wiadra - wywożę je w bagażniku na śmietnik . Tym razem jednak coś poszło nie tak....
W popiele było sporo nie spalonych kawałków papieru (utylizacja starych dokumentów ). Gdy to wszystko przemieszałem przesypując do wiadra całość się spulchniła, napowietrzyła. Do tego gdzieś w środku w popiele były chyba kawałeczki żaru.... I kłopot gotowy. A że wiadro to taki plastikowy kubeł bo zaprawie tynkarskiej więc jak się to wszystko rozżarzyło smród i dym się zrobił niemiłosierny. A ja szczęśliwy kubełek zaniosłem na dół, zamknąłem drzwi i pojechaliśmy na obiad do teściów. Wracamy po kilku godzinach, otwieramy drzwi a na dole siwo od gryzącego dymu . Biegiem na górę - bo pierwsze podejrzenie padło na kominek. A na górze sielanka - spokój, psy sobie leżą i machają na nasz widok ogonami. Tylko odrobina smrodku. To to lecę na dół na warsztat. Otwieram drzwi i.... prawie nic nie widać - "ocho! nie jest dobrze" - pomyślałem. Ale po szybkim rozeznaniu jednak jest nieźle bo otwartego ognia brak. Pootwieraliśmy wszystkie okna i bramę garażową i gdy dym trochę złagodniał przystąpiliśmy do szukania przyczyny. Smród spalonego plastiku wcale mnie nie skierował ku wiadrom z popiołem. Za to posprawdzałem całą instalację elektryczną. Dopiero Patrycja po chwili zawołała mnie i pokazała źródło dymu. Wyniosłem rozżarzoną kupę popiołu z pozostałościami wiadra na śnieg i tam sobie dogasło. Adrenalina nam tak podskoczyła, że wieczorem "odpłynęliśmy" momentalnie.
Podsumowując: Ale dałem d...y
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia