Nasze miejsce na ziemi
Dziennk chyba czas zacząć. Widzę , że dzienniki częściej piszą "inwestorki" niż "inwestorzy", więc i ja piszę. - Kasia. Oficjalnie stwierdzam, że dnia 15 marca 2008 zaczęło się... wypragnione, wytęsknione, wymarzone.... budowanie naszego miejsca na ziemi. Nareszcie...No ale od początku.
Wszystko idzie jak po gruzie. Jak to w życiu bywa. Gdy podjęliśmy decyzję o budowie domku zaczęliśmy szukać działki przez biuro nieruchomości. Nic nie pasowało, a to za daleko od miasta, brak komunikacji (a jest trójka nastolatków, do szkoły jakoś muszą dojeżdźać) , my z mężem do pracy rozjeżdżamy się w różne strony. Ja 50 km od miejsca zamieszkania, mąż 25km. Nigdy nie pasowło miejsce działki, nie pasowała wielkość, otoczenie. Zawsze padały odpowiedzi "to nie to". Nie czuliśmy naszego miejsca na ziemi. Któregoś marcowego popołudnia wybraliśmy się do pięknej miejscowości za miastem i najzwyczajniej w świecie zaczęliśmy objeżdżać między wybudowanymi już domkami jednorodzinnymi pytając się o wolne działki ludzi tam mieszkających. Nagle jadąc w stronę zachodu słońca, przed nami zobaczyliśmy samotne pole między domkami jednocześnie mówiąc "TAK to TU, TU jest nasze miejsce na ziemi. Musimy ją mieć.!! Byłam tak podekscytowana. Wśród sąsiadów doszukaliśmy się właściciela parceli. Jak usłyszeliśmy po śląsku " Jaaa Jo kca jo sprzedać" Mąż wykrzyknął "dobrodzieju!, my chcemy ją kupić!" Nawet nie pytaliśmy o cenę. Czekaliśmy na decyzje od właściciela bo musiał skonsultowac się z rodzeństwem, bo to ojcowizna, więc nasze zniecierpliwienie, że może się nie udać sięgało zenitu. Ale udało się , troje rodzeństwa właścicieli ojcowizny wyraziło zgodę na sprzedaż. Cena znośna 40 tyś. Dużo i niedużo. W tm momencie nie było to dla nas istotne , bo widzieliśmy droższe działki.Tym sposobem staliśmy się właścicielami działki 1274m2 w kwietniu 2005 roku. To wszystko mało... co do działki Wracając ówczesnego dnia, aby działke dokładnie obejrzeć spojrzeliśmy na tabliczkę nazwy ulicy "22 lipca" i znów szok!!, bo to dzień urodzin mojego Grzesiuli. Czy to nie znak?? Nasze miejsce na ziemi??... Dalej potoczyło się fajnie. Szybciutko dostaliśmy wszelkie mapki. Geodeta wykazał się kompetencją godną polecenia. Zadnych problemów. Uzgodnienia, podłączenia wody, gazu, prądu też szybciutko rozpatrzono.Czerwiec- lipiec było wszystko. Żadnych problemów. Urzędy w Jastrzębiu Zdroju, aż miło. znów miły szok. No ale potem przyszedł czas na projekt ... i się zaczęło. Był to październik 2005r ...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia