Nasze miejsce na ziemi
...Przeglądaliśmy mnóstwo katalogów, projektów...Wiedziałam jak mają być rozmieszczone pomieszczenia, ale nic "gotowego" nie znaleźliśmy.Pozostał nam projekt indywidualny. Tym bardziej, że zmiany"gotowca" cenowo byłyby takie same jak zrobienie nowego projektu. Więc daliśmy zlecenie do biura architektonicznego. Projekt miał być na stycznia 2006r. był zrobiony na lipiec 2006r. 10 m-cy pani architekt robiła projekt !!!5,2 tyś za projekt. Podaliśmy jej dane co do pomieszczeń jakie gdzie rozmieszczone... nie było mowy o wielkości pomieszczeń.....Odebraliśmy projekt zadowoleni. Na papierze domek piękny.Potem długa przerwa nic się nie działo. Szukamy firmy budowlanej... Znalazłam w internecie..... Firma budowlana nie ma czasu dopiero od kwietnia 2007 maja wolne terminy. Ruszamy w kietniu 2007r. A tu?... Znów szok pozytywny.. jak to życie zaskakuje... Jestem w 5 tyg. ciąży... wzruszenie, szczęście , euforia. Dzieci się cieszą , że pojawi się maleństwo w domu, nowy dom ...czegóż od życia chcieć więcej.... Termin porodu czerwiec, więc przesuwamy budowę na jesień 2007r....Czas upływa: kwiecień, maj czerwiec,... rodzi się Dominiczka. Znów szok!!! tym razem już nie pozytywny. Diagnoza okrutna -Dominiczka ma chorobę genetyczną ortopedyczną - brak kości promieniowej w obu rączkach. Niezbędne bedzie szereg operacji za granicą, implanty,potrzebne bedzie mnóstwo pieniędzy... nie wiadomo czy przeżyje... Płacz, rozpacz, bezradność. Odmówiliśmy firmę budowlaną. Zapada decyzja "Budowy Domu nie będzie".Trzeba ratować nasz skarb, nasze upragnione szczęście Dominiczkę. Zdrowie i jej życie jest najważniejsze.Z sali porodowej trafiła do Kliniki w Katowicach, szereg badań, płacz, kryzysy na OIOMie noworodków. .. Juz było dobrze, odbijała sie od dna, nadzieja i ?...Niestety nie wróciłyśmy do domu razem... błedy człowieka (lekarzy pielęgniarek) kosztowały Dominisię życie. Moja niunia, mój skarb, moje serce.... łzy, łzy, łzy. Moje załamanie, depresja,.. Nie ma ukojenia.. Wiedziałam, że trzeba żyć, ale jak?? Ześwirowałabym gdyby nie mój Grzesiula... a też cierpiał, płakał, bo przyjąl na ręce w chwili urodzenia i złożył Panu Najwyższemu....Ciągle powtarzał NOWY CEL, NOWE CELE< TRZEBA ŻYĆ ŻEBY NIE ZEŚWIROWAĆ... Dzień po pogrzebie pojechaliśmy do firmy budowlanej o wznowienie procedury budowy. Postanowilismy,że ten dom musi powstać dla Niej- Dominiczki, Dla Nas....
I znów pod górę... jesień 2007r...
Nie byliśmy kompletnie świadomi ile to jest 3m wejscie, pokój 19m2, salon 35 m2, na poddaszu pokój ze skosami 35 m2... nie potrafiliśmy sobie tego wyobrazić. Pan Wojtek (prezes firmy) złoty człowiek!!! wszystko nam wyjaśnił doradził, podszedł do nas jak do ludzi. Tak mało jest takich ludzi na tym świecie....Wpłacilismy zaliczkę na fundamenty i Znów STOP!! wstrzymanie bo dom okazuje sie za wieeelki. Nie stac nas na niego . Nowy projekt !! cholera znów nie tak!!! Pani architekt pofolgowała sobie. A my zapłaciliśmy frycowe. Nieświadomi, w ciemię bici, niekumaci... Dom miał 350m2...Myśmy się nawet nie zastanawiali ile to jest i ile to kosztuje...Więc nowy projekt, odchudzony na bazie starego zrobiony w styczniu 2008r. Oczywiście ja wkurzona jak cholera, szukałam błędów w projekcie i znalazłam. Liczyłam co sie da: ściany zewnętrzne mniejsze od wymiarów wenętrznych o 3 cm, zły podział %działki, źle policzone m2 kubatury domu, źle policzone m2 powierzchni użytkowej, a o błędach książkowych techniki budowlanej nie wspomnę. Pan Wojtek znów doradził wyprostował, zaproponował rozwiązanie problemu...zmiany do pozwolenia dostalismy w ciągu 3 tyg.
Kredyt? też problemy, a to dokumenty nie takie, a to pieczątki nie widać, a to uplywa termin ważniości oświadzceń US, odpis ksiegi wieczystej,ale jakoś przebrnęliśmy
15 marzec 2008r. Ruszamy. Geodeci do wymierzenia przyjechali punktualnie. Pierwsza koparka, aż oko cieszy. Panowie budowlańcy bardzo mili (jak na razie) oby tak dalej... Spróbuje wkleić zdjęcia....
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia