Kk+ak
18 sierpnia 2003
Ja już ze skóry wyłażę, a oni tak strasznie się grzebią. Przez te 2 i pół tygodnia wymurowali ścianki z bloczków komórkowych, pod domem 3 warstwowe, pod garażem 1-no, pomalowali je tym czymś czarnym śmierdzącym, zasypali piaskiem (piach - 3500 pln), ułożyli kanalizację (mat + rob 1000 pln) i zalali betonem (2300 pln). W międzyczasie musiałem zapłacić pierwszy haracz w majestacie prawa mafii wodociągowej za nową studzienkę, choć chciałem mieć licznik w domu. Mając na działce wodę, licznik i starą studzienkę, żeby móc zacząć legalnie wodę czerpać musiałem wyłożyć 3500 pln. Wspomnę tylko, że to samo miałem z prądem. Skrzynka stała w granicy działki – przydział mocy + erbetka zakosztowała mnie 3000 pln. Został jeszcze gaz (ci pewnie stukną mnie gdzieś na 5 k) i telefon (nawet nie myślę na jaką kwotę ostrzą sobie zęby panie z Netii).
Oprócz tego robotnicy przykleili jeszcze do garażu styrotward na inne czarne paskudztwo, mniej śmierdzące, ale bardziej lepiące. Dzisiaj w nie wdepłem i musiałem potem mozolnie wydłubywać z zakamarków podeszwy. Nie powiem, ale dało mi to pewną sadystyczną satysfakcję, podobną zapewne do przyjemności czerpanej przez dentystkę przeprowadzającą ekstrakcję nerwa zębowego, zwłaszcza wtedy, gdy dobierałem sobie włsćiwe narzędzia z bogatego arsenału patyczków-dłubaczków i deszczułek-zgarniałek, które moi robotnicy kierowani sobie tylko znanym zacięciem do porządkowania wybranych części otaczającej ich rzeczywistości składują z pietyzmem na wielkiej stercie pod płotem. Zupełnie nie wiem po co to robią... Chyba tylko po to, żeby kiedyś to wszystko mogło się spalić.
No właśnie, znowu wziąłem się za pisanie, bo dziś się paliło... Obiecywałem, że jak nic się nie będzie działo to coś podpalę. Na razie nic jeszcze podpalać nie musiałem. Dziś zrobił to za mnie ktoś inny. Zapalił gałęzie pod moim blokiem. Jakieś 2 metry od okien sąsiada i z 10 m od moich. Płomienie przez kilka minut wesoło strzelały na 2 piętra do góry. Straż pożarna pokonała swoje 10 kilometrów, gdy wszystko się już wypaliło. Zdarzenie nie byłoby godne odnotowania, gdyby nie to, że wreszcie, po 4 latach mieszkania w mega-kurniku z wielkiej płyty, zobaczyłem na raz wszystkich sąsiadów. Wszyscy wyleźli na balkony. No więc mogłem wreszcie pokazać żonie tą sąsiadkę z dołu, która nie lubi jak słucham muzyki po nocy (poniekąd ją rozumiem) i która czasem wpada do mnie w piżamie i zadaje pytania retoryczne. Ta sama sąsiadka, tak wrażliwa na wibracje nie wie, że co dzień torturuje mnie zapachami smażonej cebulki, czosnku i innych śliczności przepływającymi z jej kuchni do moich nozdrzy. A ja się odchudzam! Wyjrzała też sąsiadka z góry, którą do tej pory znam tylko ze słyszenia, i choć to co słyszę, w żadne słowa się nie układa, to wydaje mi się, że dobrze znam jej temperament... gorący dość...
Niby to nie o budowie, a jednak trochę na temat. Bo to dzięki tym ludziom, którzy pojawili się dzisiaj w oknach i na balkonach i których wcale nie znam i których czasem nie chcę znać, to właśnie między innymi dzięki nim wziąłem się za budowę domu. Wiem, wiem – na mojej wsi też będę miał sąsiadów – od tego nie ucieknę. Ale będą dalej – nie będę musiał mimochodem uczyć się ich rytuałów godowych, ani poznawać preferencji muzycznych, choć pewnie i oni czegoś mnie nauczą.
Z kilkoma przyszłymi sąsiadami się już poznałem. Przezornie porozmawiałem z nimi przed zakupem działki. Podczas moich częstszych wizyt w ostatnich miesiącach na placu budowy, poznałem ich trochę lepiej. Niestety pojawiły się już pierwsze roszczenia. Ciężarówki z zaopatrzeniem na moją budowę zniszczyły sąsiadowi podjazd. W związku z tym domaga się kontrybucji w postaci pospółki. Co zrobić... Muszę się zgodzić.
No i wreszcie poznałem najważniejszego z przyszłych sąsiadów, tego co na razie jest dobrze schowany. Przekrój przez tego liczącego sobie ledwo kilka centymetrów stworka, spędzającego czas na leniwym unoszeniu się w zawiesinie wypełniającej czeluść brzucha mojej żony Ani pokazał nam pewien medyk na takim małym czarno-białym telewizorku. Sąsiedztwo tego jegomościa albo jegomościówy (nie przedstawił-a się) na razie niewiele daje się nam we znaki, ale ludzie doświadczeni przez życie mówią, że ten typ potrafi z czasem nieźle dopiec.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia