O merlinie
I już prawie mamy dach, z papy, bo z ..papy, ale nie pada
Wiechowe oblewanie się odbyło, były nasze dwie ekipy- murarze i cieśle, 10 chłopa i ja
jak zaczęłam wszystko tam na miejscu znosić i organizować, to jeden przyniósł mi lampy bo już szaro było..
mąż dzwoni z drugiego końca Polski, że dopiero udało mu wyruszyć..no tak ze 2,5 godziny a alkoholu jeszcze nie zdążył kupić..
no to pojechałam ja..baba pierwszy raz tyle flaszek do wózka, toż wstyd i sensacja byłam dumna z takich sprawunków, wreszcie jakaś odmiana..
przyjechałam i jak nakryłam stół na 102 :) wychodzę przed dom, ciemnoooo, patrzę a oni bez tej lampy po ciemku przy księżycu w pełni chodzą po czubku garażu..jak na filmie..o mało nie padłam, wołam, zaraz wam odddam lampę! albo zchodźcie już!
- uff- zeszli..
Poruszanie się po działce w totalnych ciemnościach było dla mnie nowym doświadczeniem, jak nie gałąź to pieniek lub deska..a nic nie piłam :)
Jak murarze już byli gotowi to po nich pojechałam, zaraz też zjawił się MM i zaczęliśmy
..znają się, takze było fajnie i wesoło..śmiali się, że sami szwagrzy..stół był zrobiony z desek, w salonie, przykryty obrusem i zastawiony jedzeniem..przewiozłam prawie pół kuchni i mikrofalę do podgrzewania potraw i siedzieliśmy długo..
Było nam tak zimno, że na samo wspomnienie mam dreszcze, dlatego panowie nadawali niezłe tempo.. humor dopisywał im równo ja robiłam za kierowcę, nie piłam i marzłam..jak przywiozłam murarzy tak i odwiozłam .. a my wróciliśmy przed północa..
Byłam dzisiaj , cieśle siedzą na dachu garażu i pomimo kaca nieźle robą..już im malutko zostało..parę godzin..pożegnałam ich jeszcze raz..
niezwykłe to uczucie mieć już ten etap za sobą.. bardzo się cieszę..oblewanie jeszcze trwa.. dorosłych zapraszam
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia