Dziennik Anuli i Pawła
Musze znowu o mojej ciazy bo ma to zwiazek ze sprawa. Niestety ta okazala sie jeszcze gorsza niz poprzednia tzn powaznie zagrozona. A wiadomo ze jedyna rzecza ktora moze zrobic ginekolog to kazac pacjentce lezec martwym bykiem - na tym z reguly jego mozliwosci sie koncza. No wiec od lutego leze, najpierw w szpitalu a potem - u rodzicow gdyz wymagam pelnej obslugi czego moj ciezko pracujacy maz nie moze mi zapewnic, zwlaszcza ze musi jeszcze zajac sie naszym synem. Wiec leze u rodziców, codziennie przez okno ogladam nasze ZERO i stawiam pasjanse na okolicznosc: poznam mieszkanie po powrocie czy nie (wiadomo jak wygladaja meskie rządy :) )
Tymczasem około Wielkanocy przyszła wiosna a z nią ruszyła niesmiało nasza budowa. Wyglądało to mniej wiecej tak: ja leżę na tarasie przykryta kocami, obłozona telefonami (standardowo 3), ksiazkami telefonicznymi, Muratorami, z glosnikiem w rece i wrzeszcze do naszej ekipy.
Majster co jakis czas przychodzi na taras i żąda uściśleń, gdyz na nasze nieszczeście poczynilismy zmiany w projekcie. Projekt jak wiadomo mamy gotowy ale mamy tez dolaczona do niego zgode autora na zmiany w obrebie okiem i drzwi. I takie zmiany narysowala nam pani architekt. Za zgoda kierownika budowy dolaczamy to do dziennika. I murujemy sciany z porothermu 30 P+W (potem ocieplimy styropianem 12 cm). Robota sie posuwa bardzo szybko. W sumie to naprawde dobrze sie stalo ze musialam lezec bo przynajmniej moglam na biezaco czuwac nad robota (chociaz nic nie moglam zrobic).
0 Comments
Recommended Comments
There are no comments to display.