Nurniego dziennik
29.07.2005
Siedzimy sobie w domu u rodziców, kolacyjka integracyjna jak się patrzy (siorka z dojczlandu przyjechała) a tu nagle: gwizd, pizd, ciemno się zrobiło i deszcz zaczął padać tylko w poziomie, choć zazwyczaj pada z góry na dół. No cóż ale nie dzisiaj. Okazało się po chwili, że woda wlewa się przez okna (brak parapecików na skrzydłach okiennych) bo odwodnienie nie nadąża. Ręcznikami daliśmy sobie z tym radę. A tu wyłączyli prąd. No bo przy takiej nawałnicy to nie może być tylko aura do dupy, jeszcze muszą prąd wyłączyć. Dziecko siostry w panice bo dobranocki nie obejży i nijak nie może zrozumieć, że prąd wyłączyli. A co ma prąd do dobranocki? A poza tym on nawet nie wie co to znaczy brak prądu.
Po ok. 30 min. deszcz jednak zaczął padać tak jak zwykle (na dół), wiatr ustał i za chwilę było po zabawie.
I nagle myśl !!!!!!!!
- Rany boskie a co z naszym domkiem?
Parasolka, samochód, gazu i jedziemy. Po drodze krajobraz jak po tornadzie więc myśli mamy nie za wesołe.
Z sercem na ramieniu podjeżdżamy na naszą ulicę a tu dom - stoi. Nic. Okna są, drzwi też. Ale myśli idą dalej - na pewno w środku pozalewane kartongipsy, ściany namoczone pod oknami itd. Wchodzimy do domu a tu znowu nic, absolutnie. No nie ma prądu o czym poinformowała nas na wejściu centrala alarmowa. Na górze zero strat. Jesteśmy zachwyceni.
Po dłuższych oględzinach zauważyliśmy, że pod jednym oknem w gabinecie (niezapiankowane) wodę wdmuchnęło do środka bo okno było od strony wiejącego wiatru i padającego (w poziomie) deszczu. Żadne okno nie przeciekło tak jak u rodziców. Teraz wiem dlaczego. Wszystkie skrzydła mają swoje parapeciki i mamy dużo więcej otworów odwadniajacych w profilach.
Po takim teście bojowym spokojnie wróciliśmy do domu i pisząc ten tekst spokojnie popijam sobie pifko.
Teraz to już tylko może mnie zaniepokoić torando, tajfun lub huragan co chyba nie za szybko nam grozi.
...cdn
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia