Z pewną taką nieśmiałością....Dzie nnik Pauli i Jacka
Odcinek drugi :)
Wracam do tematu: Nasz plan jest nastepujący: kupic działkę, złożyć wszystkie dokumenty, sprzedac nasz aktualny dom, czekać, czekać, czekać na pozwolenie( w naszych okolicach ok pół roku ) , z pieniędzy ze sprzedaży starego domu postawić nowy w stanie surowym zamkniętym, wziąść kredyt....i wykańczać. Nie musze chyba dodawać, że im mniejszy kredyt trzeba będzie wziąść tym lepiej
Działkę znaleźliśmy, podpisalismy umowę u notariusza, teraz czekamy do początku stycznia (Agencja Jakaśtam ma prawo piewokupu), zeby jeszcze raz spotkać sie z włascicielami i dostać akt własności do łapek.
Muszę przyznać ,że zaskoczyło nas tempo w jakim udało nam sie znaleźć kupca na dom.
Pierwsze (i ostatnie ) ogłoszenie zamiesciliśmy na pewnej str internetowej 10 grudnia i już nastepnego dnia rozdzwoniły sie telefony
Do tego momentu byłam przekonana, że to będzie jeden z najtrudniejszych do zrealizowania punktów naszego programu. Tym bardziej, że nasz dom nie jest jakims cudem: całe! 62 m2, w srodku wygląda nieźle ale z zewnątrz to zwykła chałupka :)
Tymczasem przez kilka dni, codziennie przeyjezdżał ktos oglądać dom (trochę uciązliwe jeśli sie w nim mieszka ). No i w wigilię jedna z oglądających pań zdecydowała sie na zakup. Ma pojawić sie jutro spisac wstępną umowę i ustalić szczegóły. Oczywiście będe informować jak rozmowy poszły
Minus tej sytuacji jest jeden...znów wsiadamy na walizy
Jako młode małżeństwo mieszkaliśmy najpierw u moich rodziców, później u teściów. Dwa lata po ślubie kupiliśmy domek, prawie rok go remontowaliśmy (z braku kasy ciągnęło sie to w nieskończonośc), mieszkaliśmy dwa lata...i zdążyliśmy zasmakować w samodzielności i niezależnosci. Nie bardzo więc sie cieszę, że znów będziemy "na czyimś", pocieszam sie jednak, że to rozwiązanie czasowe. No, a poza tym doceniam, ze teściowe przyjmują nas pod swój dach...w końcu moi rodzice absolutnie sie na to nie zgodzili...
Tyle na dziś. Żeby jednak znów nie kończyć tym smutnym wątkiem, dodam, że moim ulubionym zajęciem ostanio jest...urządzanie nieistniejących jeszcze pomieszczeń mojego niesistniejącego jeszcze domu
Mój mąż - relaista łapie sie za głowe, kiedy słyszy jakie mam dylematy (typu" płytki czy panele w kuchni" ), ale ja swój wymarzony dom, widziałam oczyma wyobraźni od lat...dlatego też teraz - kiedy jest on na wyciągnięcie ręki - nie mogę się powstrzymać
A zresztą...chyba wszystkie baby tak mają, prawda
Następnym razem opisze Wam, jaki będzie nasz dom marzeń...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia