KLEMENTYNKA na Wichrowym Wzgórzu - Sylwia i Marek
Środa 21 Kwiecień.
Pogoda od kilku dni piękna. Wody gruntowe trochę siadły. Czas więc brać się do roboty.
A więc łopata w ruch i do roboty. Syn Jarek ma dziś wolne od szkoły ( egzaminy koncowe w gimnazjum) jedziemy więc razem na nasze rancho, mamy zamiar, a właściwie to ja mam zamiar wykorzystać dzisiejszy dzień i wykopać jak najwięcej.
Na miejscu bierzemy sznurek i rozciągamy go, aby wytyczyć ławy. Łopaty w ruch i poszło. Ziemia do kopania cudna. Żadnych kamieni, korzeni, torfu, czy innych takich. Wszystko można robić odrazu łopatą. Nie potrzeba kilofa, szpadla itp. Ziemia po wykopaniu nie obwala się, stoi jak drut. Normalnie można w niej rzeźbić. Na tyle miekka, że łopata wystarczy, a jednocześnie na tyle spoista i twarda, że stoi jak w szalunku.
Po wykopaniu kilku metrów, wykopałem dół na głębokość jaka miała być docelowo. Niestety zaczęła wychodzić woda. Nie był jej duzo, ale z czasem uzbierało się jej trochę. Na całej długośći rowu, woda osiągnęła głębokość ok. 4 cm. Obawiam się, ze zanim wykopie całość, to zacznie mi się obwalać podmyty wykop. Po przemysleniu sprawy ( podpowiedziach sąsiada) postanowiłem kopać trochę płycej, a jak juz będzie wykopane wszystko i załatwiony beton na wylewke to wtedy przegłębi się wszystko na odpowiednią głębokość.
Po kilku godzinach mamy dość. Nie ma sensu przesadzać w pierwszy dzień. Traktujemy to jako rozgrzewke. W przerwach wypiliśmy po piwku. Około godziny 16-ej zebraliśmy się do domu. Zadowoleni, bo robota szła niezwykle szybko i sprawnie.
Jutro też jest dzień :)
http://images26.fotosik.pl/206/6a1ee1d3380c400b.jpg
http://images30.fotosik.pl/206/b9e6311c02ea3828.jpg
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia