Dziennik Józi S.
Trochę mnie tu nie było, no ale już jestem.
Zaległości porobiło się w dzienniku co niemiara, więc zaczynam.
Najpierw trochę o kosztach. Wczoraj wprowadziłam do komputera kolejne (ostatnie) faktury. Koszt budowy wyniósł do tej pory 153.000,00zł. Skąd ja miałam tyle pieniędzy?
W zasadzie już jestem na etapie wykańczania (konieczne będą zdjęcia - to później), ale otoczenie domu przeraża ogromem prac do wykonania. Czekają nas rozbiórki trzech budynków gospodarczych i blaszanej wiaty, uprzątnięcie ogromnej hałdy torfu, zniwelowanie terenu, postawienie fundamentu na zbiornik gazu, instalacja oczyszczalni ścieków i...
dopiero to co najprzyjemniejsze, czyli poprawianie urody domku. mam na myśli opaskę z klinkieru, wyłożenie płytkami schodów i tarasu, chodniki, podjazdy i, oczywiście, ogrodzenie.
Mam tynki na ścianach - tradycyjne, cementowo-wapienne. Koledzy - budowlańcy z pracy namawiają mnie, żeby wygładzić gipsem, ale ze względu na koszty i mój ośli upór pozostanę przy tych co są.
Elektryk i hydraulik zrobili swoje i skasowali ile mogli.
Posadzkarz przyjechał i zrobił piękną, równiutką posadzkę - tu ukłony w stronę Ivette i czupurka - z waszego polecenia.
Dzisiaj murarze (w dalszym ciągu) docieplają i "pucują" a dachowa brygada zakłada stelaż pod regipsy (w końcu ).
Nasza wspólna znajoma - Jolly trudzi się nad barierkami na balkon (jutro do odbioru ) i też będzie zdjęcie.
Czupurku, już będę cię słuchać i uzupełniać dziennik na bieżąco. To co napisałam, to suche fakty. Brak emocji. Postaram się, żeby zdjęcia podkreśliły radość, trud i nasze wysiłki w urzeczywistnianiu marzeń o domu.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia