Dziennik Józi S.
Czas, żeby coś naskrobać po urlopie...
Urlop, jak prawie u wszystkich budujących, spędzony na budowie.
Ale nie narzekam. Zawsze aktywnie spędzałam urlop, więc wszystko ok.
To po kolei:
Prace odbywały się wewnątrz budynku (hihihi , jak to brzmi urzędowo), tzn. Józio (mąż) kafelkował a ja malowałam ściany i sufity z pomocą każdego kto wpadł nieopatrznie w moje łapki.
Mój harmonogram przewidywał koniec tychże robót po upływie jakiegoś tygodnia, ale minęły już trzy i trwają dalej (wprawdzie z przerwami na relaks np. przy montowaniu świateł, wanny i innnych), choć widać koniec.
Dom staje się coraz bardziej podobny do domu co niezmiernie cieszy, zwłaszcza, że działa już pierwszy stolarz przy montowaniu schodów a drugi zapowiedział rychły montaż kuchni (dzisiaj mam mu dać pieniądze na sprzęt).
Zawsze priorytetową sprawą było dla mnie zagospodarowanie terenu wokół domu i .... stało się
Również dzisiaj zaczęło się stawiać ogrodzenie i fundament pod zbiornik na gaz
Pełnię szczęścia zakłóca jedynie sprawa banalna - brak kasy, ale, że pewnie Ameryki nie odkryłam, to więcej nie narzekam.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia