Dziennik Aggi
A teraz o Leninie
Kacuś kacusiem, szczęście szczęściem, a tu się trzeba uwijać żeby zdążyć! Otóż ta Ustawa o kształtowaniu ustroju rolnego, co nią tak straszyłam Dzięcioła razem z Ustawą o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, która weszła w życie 11.07.2003 to jest tak naprawdę wrzód na mojej dupie . Warunki zabudowy wydane mi na podstawie „starych” planów zagospodarowania przestrzennego i pod rządami poprzednich ustaw są ważne do 31.12.2003. I tego dnia najpóźniej MUSZĘ otrzymać pozwolenie na budowę. W przeciwnym razie moje plany przestaną mieć szansę realizacji na wiele lat, a na działkę będę sobie mogła przyjeżdżać pod namiot Mam więc pół roku na załatwienie spraw dotąd niezałatwialnych. Nie wiem czy z wrodzonej głupoty, czy z nadmiaru optymizmu, nawet przez moment nie wątpię, że mi się to uda. Póki co pędzę do Gminy pochwalić się Miłemu Młodemu Człowiekowi sfinalizowaną transakcją, ustalić dalsze kroki i pobrać niezbędne druki.
Wodę mam. Na gaz nie ma szans. Przyłącze Elektryczne! To jest mój cel!
Czy ktoś podziela mój pogląd, że Zakład Energetyczny to takie miejsce gdzie nie ma z kim rozmawiać, a kompetencje pracujących tam osób owiane są tajemnicą? O ile w ogóle jakiś Wilhelm Zdobywca do jakichś osób, poza panią z okienka, zdoła się przedrzeć. PETENT Zakładu Energetycznego powinien być świadom swojej małości i w pokorze składać swe pisma u pani w okienku. Petent ZE powinien nosić właściwie miano „pacjenta”, bo wówczas ZE odnosi spektakularny sukces w skutecznej terapii i amputacji głupiego pomysłu jakoby jakaś to epoka w naszym kraju była „miniona”. ZE powinien przykładnie nosić imię W.I.Lenina. W ten oto sposób biorę sobie odwet za wiele miesięcy olewania mnie sikiem prostym.
Na początek pierwszy, właściwy terytorialnie ZE (z litości nie powiem który) długo czytał mój wniosek o wydanie warunków przyłączenia, czytał i czytał, ze trzy tygodnie. Ale nic dziwnego, wniosek był przecież napisany bardzo małymi literkami. Później ZE uznał za stosowne uświadomić mi stopień skomplikowania moich żądań. Biurwy męskie i żeńskie mnie tam osyczały i ocharczały, chociaż byłam zrobiona „na sierotkę” jak to do Urzędu….W ogóle pomysł na przyłączenie się do sieci elektroenergetycznej w jakiejś Kalonce jest przecież po prostu niesmaczny.
ZE uznał się za niewłaściwy do załatwienia mojego zboczonego żądania i odesłał mnie do innego ZE. Inny ZE rykoszetem usiłował przewalić mnie powrotem do tych zdegustowanych, ale ja już ległam Rejatnem w drzwiach i wreszcie ktoś się pochylił nad drobnymi literkami po raz wtóry. Jak się pochylił – tak został. Czas płynął i płynął…. Wreszcie nie wytrzymałam i zadzwoniłam do mojej koleżanki – tej od poszukiwania dokumentów Dzięcioła i pytam:
- Słuchaj, o co wam znowu chodzi?
Poszła uczynnie zapytać. Wraca i mówi:
- Nic nie ruszy dopóki więcej osób z twojego sąsiedztwa nie złoży wniosków. Dla ciebie samej nie będą się wysilać. Słuchaj musisz dotrzeć do tych ludzi i skłonić ich do jakiegoś działania.
He - przecież wkoło same pola. Gdzie ja tych sąsiadów znajdę….
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia