Dziennik Aggi
Praca nad projektem
Do Belfegora trzeba było wleźć na wieżę. Bardzo wysoką. To mu dawało przewagę na wejściu, bo zanim się człowiek pozbył zadyszki Belfegor był w rozkwicie wątku i nic go już nie mogło powstrzymać. A że mówił ciekawie, to właściwie nikt się nie starał. Dobrze, że padło na Belfegora z tym projektem, bo żadnego cementowego technokraty bym nie zniosła! Z Belfegorem rozumieliśmy się bez słów. Czyli bez moich słów………, czyli że wystarczały te kartki…
Gwardziści Belfegora jego piękne wizje przełożyli jak należy na projekt, w pełni tego słowa znaczeniu. Procesy myślowe i decyzyjne musiały zachodzić szybko, bo do końca roku musieliśmy mieć pozwolenie na budowę, to było nasze to be or not to be.
Udaliśmy się dnia pewnego z wizytą. Do kuzyna mego – Krzysia, pod Warszawę. Krzyś, choć młody bardzo, to w pracach budowlanych był już silnie zaawansowany, bo jechaliśmy na rekonesans stanu surowego zamkniętego. Dumna jestem z Krzysia niemożliwie, bo skala jego dokonań tego roku bardzo była imponująca. Obejrzeliśmy chałupę, rozsiedliśmy się na workach po cemencie w salonie. Układ i rozmiar jadalni oraz salonu Krzyś ma bardzo zbliżony do tego, co mamy w projekcie. Popatrzyliśmy w lewo , popatrzyliśmy w prawo , popatrzyliśmy na siebie … za mały ! Obszar za mały ! A tu projekt na ukończeniu!
Następnego dnia popędziłam do Belfegora i, zanim doszedł do słowa, zaordynowałam sobie poszerzenie budynku po osi o jakieś półtora metra. Gwardziści popatrzyli na mnie ze zgrozą i niesmakiem. Operacja okazała się możliwa, ale z kolei efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania . Pewnie gdybym sobie spokojnie policzyła to by mi oczekiwań nie przeszedł, ale ja do liczenia czuję obrzydzenie, więc palnęłam na wyczucie, no i salon w nowej wersji wyszedł na 67 m2. Czy myślicie, że miałam odwagę teraz dla odmiany zażyczyć sobie zwężenia budynku po osi o jakieś powiedzmy 0.7m? Otóż nie miałam.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia