Domek z patyków czyli marzenia na kredyt....
Chyba jak każdy z Was długo zbierałam się do rozpoczęcia pisania. Wydawało mi się, że najodpowiedniejszy będzie moment kiedy otrzymam już wytęsknione pozwolenie na budowę, ale czy wtedy pamiętałabym wszystko tak dokładnie?
Sama wiem jak bardzo pomagają mi Wasze dzienniki, jak potrafią podnieść na duchu i rozwiązać zawiłości naszej biurokratycznej rzeczywistości.
Mam nadzieję, że mój dziennik też komuś pomoże oraz, że pomoże mi w chwilach zwątpienia, które zapewne niedługo nadejdą.
Richard Bach powiedział
"Każde marzenie dane jest nam wraz z mocą potrzebną do jego spełnienia."
i tego się zamierzam trzymać!
Jak to było u nas?
Mieszkamy w wynajętym mieszkaniu i stan taki miał trwać na wieki wieków, aż do dnia kiedy dowiedzieliśmy się, że gospodarstwo należące do babci mojego męża ma zostać sprzedane. Wtedy w mym małżonku drgnęła nuta sentymentalna, że ziemia przodków, że wspaniałe dzieciństwo na wsi, że szkoda, że może my byśmy kupili i spłacili resztę rodziny....patrzyłam na niego jak na wariata. Nigdy w życiu! Jak? Za co? A poza tym, ja rodowita lublinianka, nigdy nie znalazłabym się na wsi! :)
Dziura w moim brzuchu wciąż była wiercona, a ja też zaczęłam mięknąć i zastanawiać się co by było, gdyby....
Marzenie się urodziło i wyglądało wspaniale. W miejsce samych niedogodności związanych z odległością od miasta (17 km) pojawiały się cudowne wizje swojego domku, spokoju, wspaniałego powietrza i widoków, kawy o poranku na werandzie i płomienia w kominku w salonie....
Pewnego dnia wpadliśmy na genialny pomysł - wydzielmy z tej całej ziemi malutką działeczkę (na która będzie nas stać), a reszta niech idzie w ręce nowych właścicieli.
Jak postanowili tak też zrobili można by rzec, ale to już nie jest takie proste....
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia