zaległy dziennik łowcy krokodyli
2. Zalew
Zalew powstawał na takim odludziu, że mieszkańcy pobliskich wiosek nie zdawali sobie z tego sprawy. Był to najwyższy czas żeby pomyśleć o jakimś letnisku.
Jako, że pola moich kuzynów Janka i Czesia od budowanego zalewu odgradzał tylko stumetrowy pas lasu, wymyśliłem sobie, że odkupię od nich parę arów i wybuduję sobie mały domek. Sondując delikatnie temat okazało się, że z budową w tym miejscu będą kłopoty. Brak dostępu do drogi i mediów. Za to w odległości 500m od zalewu leży odłogiem i zarasta lasem brzozowo-sosnowym - 2.5ha działka, której żaden okoliczny rolnik nie chciał, bo była tam kiedyś nielegalna kopalnia piasku. Działka leżała przy drodze gruntowej z wodociągiem i linią energetyczną więc można by pokusić się o pozwolenie na budowę zagrody. Na środku pola chłopcy urządzili sobie boisko do piłki nożnej, z bramkami zbitymi z sosnowych suszek i siatką upleciona ze sznurka od snopowiązałek. Przy drodze rosła kępka pokaźnych dębów i wielka brzoza, niewątpliwie matka brzozowego młodnika rozciągającego się wzdłuż drogi. Południowy bok graniczył z 40-letnim lasem sosnowym. Północno-wschodni narożnik stanowił stary las dębowy i kilkanaście topoli otaczających wyschnięty stawek. Staw wysechł po zdrenowaniu okolicznych pól. Zakochaliśmy się w tym polu. Jankowi powierzyliśmy sprawę zakupu bez rozgłosu. Z końcem 2002 roku staliśmy się „rolnikami”. Jeszcze nie wierzyliśmy, że uda nam się coś wybudować i nie wiedzieliśmy jak się do tego zabrać. Ustaliliśmy, że czas zacząć oszczędzać.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia