zaległy dziennik łowcy krokodyli
Rok 2004
7. Pierwsze zakupy, pierwsza kradzież
Uprzedzając majowe podwyżki cen spowodowane wzrostem VAT, zacząłem rozglądać się za materiałem na budowę z opóźnionym terminem dostawy. I tak udało mi się zrobić przedpłatę na beton komórkowy SOLBET z Solca Kujawskiego. Niestety dalsze zakupy musiały poczekać, bo okazało się, że ktoś ukradł nam nasze ukochane autko. Byliśmy przekonani, że takiego starego, pordzewiałego Fiata nikt nie weźmie, a jednak. Złodziej ma na swoje usprawiedliwienie tylko fakt, że było ciemno i nie widział dobrze co bierze. Wcześniej wiele razy mogliśmy je stracić. Żona chyba na trzeci dzień po odebraniu z salonu, zostawiła je na kilka godzin przed supermarketem, z kluczykami w drzwiczkach i nikt się nie skusił, a tu chwila nieuwagi i padło ofiarą złomiarzy. Drugim zakupem siłą rzeczy musiał być więc samochód. Zabrałem się za przeglądanie ofert. Ustaliłem kryteria: ekonomiczne, cztero- lub pięcio-drzwiowe, z dużym bagażnikiem, w jasnym kolorze. I już po tygodniu (na Walentynki) byliśmy właścicielami kilkunastoletniej sportowej Toyoty, trzy-drzwiowej, w kolorze czarnym, z bagażnikiem zajętym przez jakąś szafę grającą. No cóż coraz częściej dane mi było się przekonywać, że plany i założenia to jedno, a ich realizacja to zupełnie coś innego.
A jeśli chodzi o kradzieże na budowie, to owszem znacznie później zginął mi przedłużacz elektryczny, taki pomarańczowy. Jakoś ciężko mi to było zrozumieć, bo leżał na zewnątrz przez dwa tygodnie. W kradzież też nie wierzyłem, bo na miejscu złodzieja wybrałbym 1000 innych rzeczy. Szukałem, pytałem i nic, jak kamień w wodę. Znalazł się po paru dniach przypadkiem w polu. Był wyniesiony i podziobany, prawdopodobnie przez jastrzębia. W miejscach uszkodzeń pociąłem go na krótsze odcinki. Mam teraz dużo krótkich przedłużaczy.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia