Dziennik budowy a&zb - D79 adaptacja
Marki poznawalismy stopniowo. Najpierw szukaliśmy działki przy granicy z Białołęką, niedużej, niezalesionej. Nawet znaleźliśmy, niedaleko ul. Kościuszki. Pomimo łąki pełnej kleszczy decyzja zapadła, następnie miesiąc czekaliśmy aż właściciel dostarczy dokumenty, po czym nieco skonfudowany agent oświadczył nam że cena za m2 wzrosła o 5 zł.
Zanuciwszy w duchu "Don't kill the messenger", oświadczyłem z przekąsem, że jak dotychczas wydawało mi się, że negocjowanie ceny polega na jej obniżaniu i na tym odsłona pierwsza się zakończyła.
Nieco załamani zwolnilismy niemal do zera tempo poszukiwań, gdy nagle po 2 tygodniach nasz agent zadzwonił z wieścią że ma ciekawą ofertę, choć nieco odbiegającą od naszych preferencji. Zamiast prostokątnego kawałka 800 m2 łąki - prawie 1700 m2 lasu w trapezie. Pojechalismy obejrzeć, i już chcielismy rozbijac namiot. Człowiek nigdy nie wie czego tak naprawdę szuka. Potem było trochę emocji, bo sprzedającymi było 6-cio osobowe rodzeństwo, w tym jedna 80-cio latka mieszkająca w Szkocji, i to właśnie jej imię było przekręcone w księdze wieczystej, więc trzeba było to skorygować, co wymagało ceregieli w dwóch konsulatach, a kurier utknął na lotnisku podczas zamachów w Londynie. W końcu jednak się udało i 18 lipca 2005 akt notarialny został podpisany, a po następnych zaledwie 11 miesiącach udało się uzyskać wpis w księdze wieczystej.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia