Dziennik Moniki i Marcina - nasza wersja Miry
Wszystko razem ze słońcem wydaje się być lepsze, piękniejsze, żywsze...
jesteśmy już po parapetówie - takiej roboczej. Było 66 osób nie licząc dzieci Zabawa była przednia, jedyna rzecz jakie mi brakowało to chwili spokoju by z każdym móc zamienić słówko.
Sąsiedzi starzy i nowi pojednali się przy wspólnym polanie w salonie a zabawa trwała do 2 w nocy. Jedzenia starczyło dla każdego - może dlatgeo, że większośc wolała pić
Zdjęcia niestety nieliczne - dostarczę później, obiecuję.
Gdyby nie Stasiek nie byłop by tak ciekawie. Przygotował miejsce na ognisko a na noc kilka pochodni, które płonęły żywym ogniem przez ponad godzinę. Było ich z osiem i pięknie komponowały z nocą Kiełpina...
Acha, no i mieliśmy swoje własne, z 5cio metrowe molo, tylko wody nie było Z racji wykopanych fundamentów pod taras wzdłuż południowej ściany a szeroki na 3m - musieliśmy coś wymyślić. No i tu znowu Stachu brawa!!! - zbudował nam pomost szerokości wyjścia na taras drzwiami balkonowymi. Koniec i zejście na ląd wieńczyły 2 z naszych pochodni. Ech, było cudnie!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia