Parterowe Ranczo :-)
Kończymy z „ulepszaniem” naszego projektu. Architekt dostał informację, że wszystko jest tip-top i można przystąpić do części konstrukcyjnej. Z ostatnich poprawek wyszło, że będziemy mieli spore poddasze nieużytkowe, ok. 30m2, które nazwaliśmy roboczo „salonem myśliwskim” Powiększyliśmy też o kilka centymetrów naszą łazienkę, żeby zmieścił się kącik piękności dla Reni.
Początkowo dach miał być niski (20’) z wiązarów kratowych, ale kiedy okazało się, że w planie zagospodarowania wymaga się od nas 40’ zaczęliśmy coś kombinować. Nadal jestem entuzjastycznie nastawiony do prefabrykowanych wiązarów ale doczytałem się, że istnieje coś takiego jak „wiązary attykowe” co po wstawieniu kawałka ściany nośnej do środka budynku pozwoli nam cieszyć się przytulnym „salonem myśliwskim” w dalszej przyszłości a graciarnią w bliższej.
Po trzech tygodniach od wysłania dotarły do nas warunki techniczne dostawy wody (bez problemu), odbioru ścieków (kanaliza w nieokreślonej przyszłości) i dostępu do drogi (oparte na nieaktualnych danych, więc będą do poprawki).
Dziś zaniosłem papiery do uzgodnienia planu zagospodarowania działki z PGNiG. Na planie nie było zaznaczonych przyłączy wody i prądu, ale wygląda na to że przejdzie. Na warunki podłączenia prądu nadal czekamy. Na razie załatwiłem z panem od którego kupowałem działkę, że w razie czego bez problemu możemy podczas budowy „odkupywać” prąd od niego.
Na planie zagospodarowania mamy za to prawie tysiąc metrów ogródka warzywnego, bo doczytałem się, że działki zagospodarowane jedynie zielenią ozdobną podlegają wyłączeniu z produkcji rolnej w całości. Tak sobie wymyśliło Starostwo Powiatowe w Kartuzach. I tak pewnie mi odrolnią ze dwa tysiące metrów, ale to ziemia klasy IV i V więc chyba nie każą mi za to płacić…
Poznaliśmy naszych przyszłych, jedynych sąsiadów. Po prostu zadzwoniliśmy do bramy i powiedzieliśmy „Dzień dobry, niedługo będziemy sąsiadami, więc przyszliśmy się przedstawić”. Początkowo byli mocno zdziwieni, ale później bardzo miło nam się rozmawiało. Na szczęście okazali się miłymi ludźmi. Dowiedzieliśmy się od nich, że pod warstwą urodzajnej ziemi mamy glinę! Na dodatek to piękne tysiącmetrowe oczko wodne na ich posesji było kiedyś właściwie bagienkiem. No ale skoro oni wybudowali się 5 metrów od niego, to nam uda się 20 metrów dalej.
Cały czas zastanawiam się nad badaniami geotechnicznymi gruntu. Wydać ten tysiąc, czy nie? Architekt radzi zaoszczędzić, Renia też kręci nosem… a mi intuicja każe robić… Wszystko przez to, że nastawiłem się już rok temu, że dam za to 600zł a teraz ledwo kto chce zrobić to za mniej niż 1000zł. A ja nie lubię przepłacać… wrr...
Po dziesiątkach zmian kosztorys też już się ustabilizował. Od kilku dni wychodzi cały czas 366 tyś za stan „do wprowadzenia”. Pora zacząć oswajać się z tą kwotą. Oczywiście nikt nie wierzy, że zamknę się w tej kwocie, ale ja mimo wszystko jestem optymistą.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia