Spóźniony dziennik Czupurka
Rok 2003
styczeń
O naiwności, żeby wierzyć w cuda, że zima się nas nie ima? jak pomyślę z perspektywy to, śmiać mi się tylko chce
patrząc po datach faktur budowaliśmy do końca stycznia. Ściany zewn. i kominy prawie wyciągnięte i.... klops
zima, złośliwa zima, trzymała do połowy marca, nie chciała odejść, a my tak chcieliśmy budować buuuuuuuu
czy już mówiłam, że nienawidzę zim?!
luty
przecież napisałam wyżej, że zima (sroga zima)
marzec (druga połowa)
No wreszcie, mrozy i śniegi precz, kontynuujemy budowę.
- co to za otwór? -pytam
- wyjście do ogrodu - mówi majster
- to jest wyjście?, przecież to, wygląda jak mały balkon z którego nie
widać ogrodu!
- tak jest w projekcie - mówi majster
- ale ja tak nie chcę, rozwalić te wszystkie murki, ma być piękniste duże
wyjście na ogród, a nie ściana będzie mi wszystko zasłaniała
I tak rozpoczął się proces kolejnego modelowania naszego domku.
kwiecień
- projekt, głównie wewnątrz, przeprojektowany i uzgodniony ze
starostwem przez architekta. ale tak podoba mi się bardziej
- budujemy ścianki wewnętrzne, już prawie wszystkie stoją, jak zwykle
piękniste, wchodzę do mojego domku i....
jejku czuję się jak w klatce, skąd tu tyle wąskich korytarzy, czy to chałupa czy jakiś labirynt, istna klaustrofobia.
Tel. do archit., kierownika, rozmowa z mężem i decyzja: wywalamy wszystkie ściany ze strefy dziennej, chcę dom otwarty. Majster miałczał, że tyle się materiału namarnowało, ale może i wykorzysta się potem.
nie wykorzystało się, majster wszystko posprzątał! dokumentnie, ani jednego nadgryzionego pustaka nie zostawił. Ciekawe co z tym zrobił?
po nowemu jest naprawdę zdecydowanie lepiej, nie żałuję decyzji
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia