Oliwka - dom dla rodzinki (od marzeń do szaleństwa budowy)
Start
Gdzieś pomiędzy sierpniem/wrześniem wbiliśmy pierwsza łopatę, już nie pamiętam, bo co innego wskazują daty, a co innego praktyka. Chyba już sam się pogubiłem z tym planowanym, rzeczywistym, pozwoleniem, kiedy w końcu zaczęliśmy, ale zaczęliśmy.
Bez własnej wody i prądu. Na szczęście było i jest, od kogo pożyczać.
Pierwszy wszedł geodeta, wbija paliki, wbija, coś mi się nie zgadza, wg mnie za blisko drogi, na co fachowiec wysyła mnie abym sobie poszedł do samochodu,usiadł i mu nie przeszkadzał a on mnie zawoła jak skończy. Po godzinie wytyczania, a pogoda była śliczna słoneczko grzało aż miło woła mnie i tłumaczy, co dany palik znaczy. Extra już wiem, ale ja swoje, że mnie się nie zgadza, biorę miarę i liczę odległość od drogi jest 5 a powinno być 7 m, bo nie zauważył linii rozgraniczającej w tedy zauważył swój błąd. Musiał przesunąć cały budynek o 2 metry w głąb działki. Powiem, że był zły. Czasami warto kogoś wysłuchać nawet, jeśli nie jest fachowcem w danej dziedzinie. Poł godzinni i wszystko gra.
Przyjechała ekipa zabiła ławy i wjechała kopareczka do wykopania fundamentów 6 godzin i po sprawie (musiała jeszcze wykopać kilka korzeni), a i tak jeden został niezauważony. Resztę ekipa kopie ręcznie, wiążą szczepiona i czekamy na beton.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia