Dwie myszki i kaczuszka, czyli jak budowaliśmy nasz dom
DOM MOICH MARZEŃ
Usnęłam, po ciężkim wyczerpującym dniu pracy, z myślą że cały dom jest już pogrążony w błogim, spokojnym śnie. Ze snu raptownie zbudził mnie jakiś łomot , usiadłam na łóżku i rozglądam się po sypialni, gdzie ja jestem, przecież to nie jest mój dom ja tu już nie mieszkam, sprzedaliśmy naszą kawalerkę 3 lata temu, rozglądając się widzę syna śpiącego spokojnie w kąciku 33 m mieszkania, dziwne przecież on ma swój pokój , w którym na ścianie ma wymalowanego wielkiego tira Mańka z jego ulubionej bajki podświetlonego z podwieszonego sufitu pomalowanego w gwieździste niebo by czuł się jak w bajce układając się do snu, drewniane panele i piękne duże drewniane okno z widokiem na ogród, w którym zasadziłam piękne konwalie – gdzie ja jestem?? Zaczyna mi brakować powietrza, wstaję z łóżka idę do pseudo kuchni, nie może to tylko zły sen...., robię sobie ciepłe mleko, przecież to nie tak - myślę.
Przecież 2 lata temu kupiliśmy piękną działkę na obrzeżach Gorzowa, pamiętam jak dziś ile jej szukaliśmy chodząc od domu do domu pytając się czy ktoś nie ma działki na sprzedaż, w końcu po trzech miesiącach poszukiwań znaleźliśmy ją całkiem przypadkiem, uśmiecham się na samą myśl. Była to działeczka 43 na 37 m, na płaskiej terenie z dostępem do wszystkich mediów, położona 8 km od Centrum, w bliskiej okolicy lasów i jezior to było to, czego tak długo szukaliśmy, oszaleliśmy ze szczęścia, zanim stanął nasz dom jeździliśmy tam co tydzień wyznaczając patykami gdzie co będzie stało. Zabawne jak pewnej niedzieli nad „naszą” działką przeleciał bocian, zniknął nam z oczu i wrócił z drugim, już wtedy wiedzieliśmy, że to dobry znak.
Pamiętam jak po długich poszukiwaniach znaleźliśmy ten wymarzony projekt, przeglądając katalog po katalogu i przekomażając się kto jaki chce dom, nasz trzy letni wtedy synek mówił, że każdy dom jest jego a najbardziej podobały mu się projekty gdzie w garażu stały dwa samochody (od małego miał bzika na punkcie aut). Wspomnienia powracają, chcieliśmy dom parterowy z dużym tarasem i garażem dwu stanowiskowym, pięknym salonem i kominkiem z płaszczem wodnym, przy którym byśmy siedzieli w zimne deszczowe wieczory rozkoszując się jego ciepłem (uśmiecham się na samą myśl naszych planów). Wtedy oczyma wyobraźni już widzieliśmy dom naszych marzeń, śmiejąc się z rodziną nad stertą katalogów mówiliśmy, że każdy dom ma swoją duszę i że nasz będzie na pewno doby, ciepły i szczęśliwy.
Pamiętam jak dziś dzień przed przeprowadzką, jak samotnie krążyłam po naszym „małym świecie”, najpierw przedsionek gdzie jak mam nadzieję nie będzie wiecznie porozwalanych butów, zrobiliśmy go w dwóch kolorach tworząc na beżowej ścianie obraz naszej rodziny trzymającej się za ręce, zapaliłam światło w holu, w którym powieszone są duże czarno-białe zdjęcia twarzy mojej, męża i naszego synka, hm.. zostawiliśmy jedno puste miejsce, może z nowym domem pojawi się nowa istotka w naszym życiu, z tego miejsca widać duży salon z kominkiem na głównej ścianie, pokój pomalowany jest w kolorze kości słoniowej z dodatkami ciemnego brązu i z sufitem podwieszanym, z którego bijące światło wydobywa głębię kolorów, jutro staną tu nasze meble kupione dużo wcześniej też w tej samej kolorystyce, uśmiecham się brakuje tylko białego misia przed kominkiem.
Chodzę po salonie, w którym zrobiliśmy podgrzewaną podłogę, jutro stanie tu nasz stół, a na nim białe tulipany, przy którym będziemy mogli przeprowadzać nasze „poważne rozmowy” i wspólnie spędzać czas przy posiłkach. Patrzę na swoją wymarzoną kuchnię ( jak bardzo chciałam ją mieć, to tylko ja chyba wiem), wszystko zabudowane, meble w kolorze wengi, no i oczywiście duży granitowy blat. Nagle zapragnęłam pójść do naszej sypialni zi garderobą, zaczynam się śmiać, mój mąż zawsze twierdzi ile bym nie miała szaf to i tak się nie pomieszczę, sypialnia jest zrobiona na „stary styl” z imitacją odpadającego tynku z pod którego gdzie niegdzie wystają stare cegły, ustawimy jutro nasze wielkie dębowe łóżko a przed nim naszą dębową skrzynię na skarby .
Acha i jeszcze nasz gabinet, też zrobiony w starym stylu, wielkie dębowe biurko stojące na środku, regały wypełnione książkami, ciężkie zasłony i półmrok idealne miejsce do czytania Hitchcocka , wydawałoby się, że będzie to miejsce nieprzyjemne, ale jaka rzeczywistość jest zaskakująca, jest tu naprawdę przytulnie. Wychodzę z gabinetu i jeszcze raz oglądam naszą dużą wspólną łazienkę ( nie mogę się napatrzeć, piękna narożnikowa wanna z półeczką zrobioną z kafli na świeczki, dwa zlewozmywaki, to tak żeby nie było kłótni przy porannej bieganinie, wszystko jeszcze pachnie nowością)
Przechodzę samotnie na zadaszony taras, oczami wyobraźni widzę jak syn gra z tatą w piłkę, przewracają się na trawę i śmieją się do łez, uśmiecham się, czuję się szczęśliwa, słyszę śpiew ptaków, a na twarzy czuję promienie zachodzącego słońca, otwieram oczy i widzę moich chłopaków z polnymi kwiatami, Holson nasz pies radośnie macha ogonem przy nodze mojego męża, dostaję od syna dwa wielkie buziaki na dzień dobry, syn się pyta, co mi jest, a ja mówię nic synku, uśmiecham się i wycieram łzę spływającą po policzku, miałam zły sen... odpowiadam.
Tak jakoś samo wyszło:)
Budowę mojego domu podzieliłam na trzy etapy:
1. Papierologia
2. Stan surowy zamknięty
3. Wykończeniówka
W poniedziałek składamy dokumenty o pozwolenie na budowę:):):):):):)
Czyli zbieram się do zakończenia pierwszego etapu i chyba jestem przerażona.
Spytacie czym?? Rozpoczęciem budowy:)
o naszej budowie rozmawiamy od roku, a to trzeba coś w gminie załatwić, a to w Urzędzie..... i tylko się romawiało, a teraz trzeba się zabrać za "poważne budowanie", by dom moich marzeń stał się rzeczywistością.
Pozdrawiam wszystkich budujących
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia