Dziennik Sylwka i Kasi
Poszukiwanie działki.
No tak, wprawdzie blisko już do powrotu ale jednak ciągle jesteśmy za granicą. Zatem jedyna możliwość szukania działki to ogłoszenia w serwisach Internetowych, potem telefonowanie, pytania i wyjaśnienia przez telefon. Co prawda nie dało to możliwości ostatecznego znalezienia działki, ale przynajmniej dało nam ogólny obraz sytuacji cenowej w okolicach Warszawy. Od ogłoszenia do ogłoszenia, od telefonu do telefonu upatrzyliśmy coś „zdalnie”. Planowany powrót do Polski w sierpniu 2004r więc wygospodarowaliśmy sobie tydzień wolnego w czerwcu 2004 i postanowiliśmy przyjechać i poszukać na żywo. Obłożeni wydrukowanymi z Internetu najróżniejszymi poradnikami na co zwracać uwagę przy wyborze działki, jakie dokumenty sprawdzić jedziemy na „podbój” okolic Warszawy . Na spotkanie z właścicielem pewnej działki w Radzyminie byliśmy umówieni jeszcze telefonicznie z Holandii. Wydawało się, że może być ciekawa. Tylko mieliśmy wątpliwości czy odległość od Warszawy jest dla nas do zaakceptowania. Tak czy inaczej przyjechaliśmy do Warszawy. Jedziemy oglądać umówioną działkę. Już po drodze, zaczęło do nas docierać, że Radzymin to trochę za daleko na codzienne dojeżdżanie do pracy. Ale postanowiliśmy działkę obejrzeć mimo to. No i to czego się obawialiśmy …. Administracyjnie może to i jest Radzymin ale fizycznie to wyjechaliśmy gdzieś w pola, potem przez lasek, jakaś droga, która drogę przypomina tylko dlatego, że właśnie widzieliśmy, że da się po tym jechać. Porozmawialiśmy z właścicielem ale już i tak wiedzieliśmy, że to nie dla nas działka. No czyli musimy realizować plan „B” – haha. Plan „B” to pojeździć po okolicach (bliskich) Warszawy i poszukać działek. Środek lata więc pewnie sporo budów znajdziemy i nie tylko tablice z ogłoszeniami ale i rozmowy z budowlańcami wchodzą w grę. Pełni zapału i optymizmu ruszyliśmy w trasę. Zeszło nam tak dwa dni od rana do wieczora jeżdżąc po terenach gdzie podejrzewaliśmy coś znaleźć. Naspisywaliśmy telefonów. Potem wieczorem dzwonienie i ustalenia. Nie było łatwo coś znaleźć. Mieliśmy kilka typów ale się okazało, że cena znacznie przewyższa nasze założenia wydatku na działkę. Przy okazji odkryliśmy, że źle oceniliśmy rozkład cen działek w poszczególnych rejonach. I tak o dziwo przekonaliśmy się, że rejon Nieporętu wcale nie jest drogim rejonem w stosunku np. do Marek, Ząbek czy Piaseczna. Hmm zaczęły się rozważania. Po dyskusjach doszliśmy do wniosku, że chyba dobrze byłoby się skupić na tym właśnie rejonie. Oceniliśmy okolicę na perspektywiczną – znając jak wyglądała kilka lat temu i ile się buduje w tym rejonie. Szkoły są, podstawowe sklepy też, komunikacja miejska dojeżdża, blisko Jezioro Zegrzyńskie i Kanał Królewski. No cóż spróbujmy w tym rejonie – taka była nasza decyzja. Kolejny dzień spędziliśmy na jeżdżeniu ale już tylko w rejonie Nieporętu. Tym razem zaglądając w każdą obiecująco wyglądającą dróżkę. Znowu pozbieraliśmy telefony i dzwonimy. Jedna działka wydała się godna uwagi. Spotykamy się z właścicielem. Omawiamy różne rzeczy. Wydaje się być OK. Umówiliśmy się na spotkanie ale już ze wszystkimi dokumentami działki. No i tu zaczęły się wątpliwości. Kilka rzeczy było niejasnych, kilka wątpliwych popartych tylko obietnicami właściciela, że wszystko będzie uregulowane na czas. Wzrosła moja czujność i podejrzliwość. Zażyczyłem sobie aby na następne spotkanie, które miało zakończyć się podpisaniem umowy wstępnej i zaliczką udokumentował obietnice. W międzyczasie pojechaliśmy jeszcze raz, ale już sami przyjrzeć się uważnie działce. No i na spokojnie wychwyciliśmy kilka podejrzanych mankamentów. Co zwróciło naszą uwagę? Otóż dziwnie wyglądające zagłębienie w ziemi w pobliżu ulicy, dziwny rodzaj ziemi na całej powierzchni naszej i sąsiednich działek, zrozumieliśmy również, że obok naszej działki będzie musiała zostać wytyczona droga dojazdowa do działek głębiej położonych, odnieśliśmy wrażenie, że jedna z działek sąsiadujących jakby zakrada się na „naszą” działkę. Szczęśliwie udało nam się spotkać i porozmawiać z życzliwymi ludźmi mieszkającymi od kilku lat po sąsiedzku z tą działką. No i oni otworzyli nam oczy zdradzając kilka istotnych szczegółów z historii tej działki.
Dziwna ziemia na całej powierzchni? Okazuje się, że właściciel jakiś czas temu zebrał humus z tych wszystkich działek i sprzedał jako ziemię ogrodniczą a na jego miejsca nawiózł gruzu i przykrył cienką warstwą jakiegoś szarego piachu.
Dół przy ulicy – to był kiedyś naturalny mały stawik, w którym prawie cały rok stała woda – właściciel wybrał trochę ziemi, przywiózł wielotonowy głaz i zasypał go w tym dole. Gdy my byliśmy latem to nie ale podobno w pozostałe pory roku woda nadal tam stoi.
Działka wąska na 21 metrów i faktycznie trzeba będzie z niej wytyczyć drogę dla pozostałych działek – szerokość działki spadnie do 17 m – hmm dość trudno byłoby dopasować projekt.
”Zakradający” się płot – faktycznie od kilku lat trwa spór z sąsiadem, który przywłaszczył sobie dwa metry i nie chce ustąpić.
Zasileni w tą wiedzę udajemy się na wspomniane wcześniej spotkanie i zaskakujemy właściciela. Do kilku rzeczy się przyznał (szkoda, że po fakcie) inne obiecał uregulować (bo niby ma możliwości – lokalny „magnat”, właściciel sklepu, członek rady gminy itp. itd. no i jeszcze zażyczył sobie zaliczki do umowy wstępnej na poziomie 50% ceny docelowej. Podziękowaliśmy „Panu” i życzyliśmy powodzenia w sprzedaży działki innemu naiwnemu. Szczęśliwy, że nie daliśmy się nabić w butelkę a jednocześnie źli, że straciliśmy kilka dni nie szukając kolejnych działek w nadziei na kupno tej zaczęliśmy przygotowywać się do porażki. W zasadzie bez większego przekonania kupiliśmy gazetę z ogłoszeniami. Oho – jest jedna działka w okolicach Nieporętu, cena i wymiary według naszych potrzeb i możliwości. No cóż nie mając wiele czasu dzwonimy od razu. Człowiek w rozmowie wydaje się rzeczowy i uczciwy ….. hoho ale my już doświadczeni kupcy. Umawiamy się jeszcze tego samego wieczoru na oględziny. Kurcze facet przyjeżdża, od razu przywozi komplet dokumentów, Warunki przyłącza energetycznego, wypisy w ksiąg, mapki itd. itp. Jakoś tak dziwnie wydał się nam konkretny i godny zaufania (teraz z perspektywy czasu dodam, że do tej pory - a współpraca nasza ciągle trwa w różnym zakresie – okazuje się słowny i odpowiedzialny). Podjechaliśmy obejrzeć działkę. Hmmm – zupełnie inaczej niż poprzednie. Może to zauroczenie chwili a może coś innego. W każdym razie spodobała nam się. Teraz po czasie wiem, że z kilku niedogodności nie zdawaliśmy sobie sprawy ale na szczęście nie były to sprawy nie do przejścia i nie wynikały z nieuczciwości sprzedającego. Porozmawialiśmy i ustaliliśmy, że odezwiemy się po zastanowieniu. Nie zgadniecie ile trwało nasze zastanawianie się. Jeden wieczór. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniliśmy i poinformowaliśmy właściciela, że jesteśmy zdecydowani. Pozostała sprawa umowy wstępnej itd. Obdarzając się (o dziwo) wzajemnym zaufaniem zadecydowaliśmy, że w tej chwili wszystko pozostaje w sferze umowy słownej. Chodziło o to, że my deklarujemy się nie wycofać a on nie będzie już szukał klienta na tą konkretną działkę (bo ma jeszcze 7 sąsiednich). Ponadto obiecał stałość ceny (musze dodać, że słowa dotrzymał).
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia