Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    28
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    67

Barranków historia szaleństwa


barranki2

549 wyświetleń

Odcinek 18

 


Papierologia

 


czyli dlaczego warto poznać Kuzynkę Kierownika

 

 

 


***

 


Ktokolwiek choć raz próbował zmierzyć się z budową domu, doskonale wie, że tu diabeł tkwi w papierach. Konkretnie – dużej ilości papierów, które mozolnie trzeba wyprosić w różnych urzędach, przy czym każdy z tych urzędów chce być na tyle ważny, by niczego nie udostępnić od ręki. Wszystko po to, by ten absolutnie najważniejszy mógł się pochylić nad pozbieranymi dokumentami i zbadać: zgodność projektu zagospodarowania działki z miejscowym planem zagospodarowania przestrzennego, wymaganiami decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu, obowiązującymi przepisami, także techniczno-budowlanymi i polskimi normami, a także ocenić kompletność projektu budowlanego włącznie z wymaganymi uzgodnieniami, opiniami, pozwoleniami i sprawdzeniami oraz informacją dotyczącą bezpieczeństwa i ochrony zdrowia. Uff.

 


Dokumentacja, jaką trzeba zebrać przed uzyskaniem prawa do wbicia pierwszej łopaty w swój własny kawałek ziemi, jest imponująca, a proces jej pozyskiwania trwa niekiedy dłużej niż sama budowa. I choć może jest w tym stwierdzeniu nieco przesady, wielu kandydatów na inwestorów w trakcie żmudnego polowania na druczki i pieczątki nabiera takiego przekonania. A niektórzy okazują się prorokami. Co ciekawe, wcale się z tego powodu nie cieszą.

 

 


***

 


Pozwolenie na budowę załatwiliśmy w kwadrans. Oczywiście nie uwzględniając czasu na znalezienie miejsca parkingowego w śródmieściu.

 

 


***

 


Dobra, dobra. Tyle zajęło odczytanie i podpisanie aktu notarialnego, według którego razem z działką dostajemy projekt wraz z prawomocną zgodą na wbicie owej łopaty i dalsze, tym podobne działania. W ten sposób w strategicznej grze „Budujemy dom” za drugim rzutem kostki wylosowaliśmy premię, która przeniosła nas kilkanaście pól do przodu. Pierwszy rzut kazał nam wybrać właśnie tę działkę. Też był nie najgorszy.

 

 


***

 


Jasne, superrzut. Ale z tą zgodą to jednak bez euforii – Urząd nie mógłby dopuścić do próby tak skandalicznego obejścia jego mocy i pozwolić, by dzięki nabytemu wraz z działką i projektem pozwoleniu zacząć sobie tak po prostu kopać bez nowych zgód i pieczątek. Inna sprawa, że tymczasowo kopanie było ideą teoretyczną. Podczas długich zimowych wieczorów zastanawialiśmy się raczej, co budować, i – tym bardziej – za co. Zwłaszcza ta druga sprawa nie była wcale oczywista.

 


W międzyczasie ustaliliśmy, że niezależnie jednak od tego, jaki miał być nasz przyszły Dom, musimy najpierw „usynowić” ten, który dostaliśmy. Procedura była nieubłagana. Żeby można było wykorzystać nabyte wymagane uzgodnienia, opinie, pozwolenia i sprawdzenia do nowego projektu, najpierw trzeba stary przepisać na nas. Bo PnB było wszak wystawione na Posiadacza Ziemskiego.

 


Na początku lutego 2008 r. udaliśmy się więc do Urzędu z niewielką kupką papierów, bo akurat proces adopcyjny nie wymaga ich zbyt wiele – wystarczy projekt z uzgodnieniami, opiniami, pozwoleniami i sprawdzeniami, aktualne PnB, zgoda poprzedniego właściciela na „usynowienie”, akt notarialny potwierdzający, że nasze, to nasze, wniosek o zmianę pozwolenia i chyba tyle. Wystarczyło niewielkie pudełko.

 


Urząd pochylił się na chwilę, pogrzebał w pudełku, upił łyk herbaty, postawił pieczątkę i wyraził opinię. Niech będzie. Niewiarygodne – zajęło to tylko tydzień. A zgodnie z wszelkimi urzędowymi zapisami procedura mogła zająć nawet 60 dni. 53 dni dostaliśmy w promocji.

 

 


***

 


Co ciekawe, Urząd miał opinię, że się czepia. I potrafi być nieprzyjemny, i wszystko trwa, i trwa, i często nie sposób nawet ustalić, gdzie ugrzęzło, dlaczego i na jak długo. A bardziej świadomi tematu przypominali, jak w jednej z gmin podległych Urzędowi (tak się akurat składało, że w naszej) działała odległa jego ekspozytura, a tam wszystko działo się szybciej i łatwiej. Pracujący jako ekspozytura pan Kazio miał dar do szybkiego przeglądania papierów i sprawy proste załatwiało się u niego nieomal od ręki, a sprawy złożone i niemożliwe niewiele dłużej. Niestety, ekspozytura wraz z panem Kazikiem została zamknięta niewiele przed początkiem naszej inwestycyjnej przygody. Część osób, które przepychały przez niego papiery, przez jakiś czas niezbyt dobrze spała w nocy. Potem spokój powrócił, ale ekspozytura już nie. Los pana Kazia jest nieznany (nam).

 

 


***

 


W międzyczasie zajrzeliśmy na kawę do Zaprzyjaźnionego Kierownika Placówki Bankowej (już innej, bo został rzucony na nowy, bardziej reprezentacyjny odcinek frontu walki o klienta). Chcieliśmy pogadać, czy – idąc tropem jakże znakomicie rozpoczętej współpracy – nie podnieść mu współczynnika sprzedanych kredytów hipotecznych, bo wszak od tego zależy jego premia? Kierownik odniósł się do koncepcji entuzjastycznie, a przy okazji nadmienił, że ma umocowaną Kuzynkę w Urzędzie. Uznaliśmy – nie bez wahania - że może warto mieć jakąś Ostatnią Kuzynkę Ratunku, gdyby coś się gdzieś zablokowało.

 

 


***

 


Ale znów nic się nie zablokowało. Pod koniec lutego wizja Domu wraz z wnioskiem o przeniesienie pozwolenia na budowę na projekt zamienny były gotowe. Kierownik umówił się z nami w Urzędzie, by zapoznać nas i nasze papiery (tym razem mieszczące się w średnim pudełku, bo trzeba było złożyć cztery kopie projektu) z Kuzynką. Kuzynka była miła i choć zastrzegła, że nic nie obiecuje, zapewniła, że będzie ciepło myśleć o naszym pudełku. Uścisnęliśmy sobie dłonie i udaliśmy się do stosownego pokoju, by osobiście i ponownie złożyć nasze papiery, a Kuzynka udała się na zasłużony, zimowy urlop od Urzędu. Miała prawo, a nam w gruncie rzeczy wcale nam się aż tak bardzo nie spieszyło (choć prawomocne pozwolenie na budowę bardzo by się przydało do papierologii kredytowej). Po drugie zaś, skoro pierwsza decyzja zajęła Urzędowi niewiele ponad tydzień, to nad czym miałby się zastanawiać tutaj?

 


To akurat było naiwne, ale mieliśmy rację – w połowie marca, po 15 dniach i przed końcem urlopu Kuzynki trzymaliśmy w rękach ostateczny papierek. „Na podstawie art. 36a ustawy z dnia 7 lipca 1994 Prawo budowlane (Dz. U. nr 156/2006 poz. 1118) oraz art. 104 ustawy z dnia 14 czerwca 1960 r. Kodeks postępowania administracyjnego (Dz. U. nr 98/2000, poz. 1071 z późniejszymi zmianami)” otrzymaliśmy pozwolenie na budowę projektu zamiennego wraz z poważnym komentarzem, że „ustalenia decyzji pozwolenia na budowę nr XXX i przeniesienia decyzji pozwolenia na budowę nr YYY nie będące w sprzeczności z niniejszą decyzją zostają utrzymane w mocy. Niniejsza decyzja stanowi integralną część ww. decyzji.” Byliśmy zachwyceni niezwykłą integralnością naszych pozwoleń i przeniesień.

 

 


***

 


Kuzynka Kierownika, której już nigdy więcej nie zobaczyliśmy, nie przyłożyła swej dłoni do czegokolwiek. Całą, plus minus roczną, drogę przez mękę przeszedł za nas Posiadacz Ziemski, planując swoje niedoszłe osiedle. Ale świadomość, że Kuzynka może czuwać, zwłaszcza dla początkującego inwestora, była kojąca.

 


Niestety, przyszłość pokazała, że była to też ostatnia Kuzynka, która mogła móc ewentualnie pomóc w dziele budowy. Dalej musieliśmy radzić sobie sami.

 

 


***

 


Może dlatego do początku maja roku 2008 padało.

 

 


========

 


W odcinku 18 wystąpiła przede wszystkim absolutnie cudowna Kuzynka która za rolę w tym epizodzie nie otrzymała nawet kwiatka. Z czego wszyscy sie cieszymy

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...