opowieści magmi
Mój mąż, ogólnie rzecz biorąc, zbliża się do mojego prywatnego ideału mężczyzny niczym hiperbola do własnej asymptoty. Niemniej posiada pewne drobne wady. Na przykład lubi piwo. Lubi też leżeć na kanapie, co, jak powszechnie wiadomo, działa na każdą kobietę niczym płachta na byka (ciekawe dlaczego? to jakiś atawizm musi być: leży, znaczy się nie poluje na mamuty, czyli wkrótce całe plemię zginie z głodu). No i lubi swoją pracę (oficjalna wersja jest inna, ale ja tam wiem swoje). Wcale by mi to nie przeszkadzało (mam znajomą, której mąż bardzo nie lubi pracy - żadnej - i to jest większy problem), gdyby ta praca nie wiązała się z ciągłymi jego wyjazdami. Ba, nawet te wyjazdy by mi nie przeszkadzały, gdybym w ich efekcie nie zostawała sama w środku budowlano-organizacyjnego bajzlu z własną pracą i dwójką dzieci na głowie.
Gdzieś w połowie lipca siedziałam sobie na Ważnym Spotkaniu Służbowym w Całkiem Innym Mieście, gdy zadzwoniła komórka. Mąż (w tym momencie na występach zagranicznych) oznajmił, że właśnie otrzymał cynk od sąsiada, że robią nam studzienki wodomierzowe. Panowie proszą, żeby ktoś przyjechał i pokazał gdzie chcemy tę studzienkę, więc czy mogłabym?... Puściłam promienny uśmiech do moich rozmówców, po czym skuliłam się z komórką pod stołem i wściekłym szeptem odpowiedziałam, że po południu spróbuję. Po pracy popędziałam do domu, odwiozłam dzieci do mamy, tatę wywiozłam na działkę, wymierzyliśmy, opalikowaliśmy (chłopców od wodociągu ni widu ni słychu), po czym naszła mnie myśl - po co, do jasnej cholery, te paliki? Czy oni nie mają projektu? Przecież studzienki są w nim narysowane jak wół! Okazało się, że owszem tak, ale przecież NIE ROBI SIĘ WEDŁUG PROJEKTU, tylko według życzenia...
Minęło kilka dni. Nasz sąsiad (każdemu życzę takich czujnych sąsiadów) zadzwonił znowu. Chłopcy kopią odejście od wodociągu, ale w całkiem innym miejscu niż nasze paliki. Pojechaliśmy. Zobaczyliśmy. Zadzwonilismy. Okazało się, że to nie studzienka - tym razem to hydrant. Zaprotestowaliśmy: nie chcemy mieć hydrantu na środku wjazdu do garażu! Chłopcy prawie się obrazili. Jak chcieli nam zrobić studzienkę według życzenia, to kazaliśmy według projektu, a jak chcieli hydrant według projektu, to każemy przestawiać. Ale przestawili.
My tymczasem zadzwoniliśmy do projektanta. Jakże to tak? Wszak projektował i wodociąg, i zagospodarowanie naszej działki, czy godzi się hydrant ustawiać na podjeździe? Projektant nas uspokoił: to żaden problem. Oczywiście można przestawić, ale ten hydrant praktycznie nie będzie wystawał ponad ziemię. Jednak podtrzymaliśmy swoje żądania - przestawić.
Następnego dnia pojechaliśmy sprawdzić. Stoi. Piękny, ciemnoniebieski hydrant na granicy naszej działki. I rzeczywiście, tak jak uspokajał nas projektant, prawie nie wystaje z ziemi. Może na osiemdziesiąt centymetrów. No góra metr.
c.d.n.
hydrant, który prawie nie wystawał z ziemi
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia