opowieści magmi
Nareszcie zaczyna się coś dziać.
Podpisaliśmy umowę z wykonawcą. Uzbrojeni w kilkustronicowy dokument, w który zostaliśmy zaopatrzeni przez pomocne dłonie z forum, stawiliśmy czoła Szefowi Ekipy, który na spotkanie stawił się również uzbrojony we własną wersję umowy, oczywiście znacznie krótszą i mniej zjadliwą dla wykonawcy. Ponieważ przewaga liczebna była po naszej stronie, przeforsowaliśmy swój dokument.
Szef Ekipy rzucił na niego okiem, po czym najwidoczniej lektura go wciągnęła. Im bardziej się w nią zagłębiał, tym bardziej się pocił. Zabrał tekst umowy do domu. Myślał przez tydzień. W końcu zgłosił parę poprawek oraz ogólny protest, że traktuje się go jak potencjalnego przestępcę. Jednak, pod naszą srogą presją, ostatecznie podpisał cyrograf - i my też. Klamka zapadła.
Natomiast dziś rano na naszą działkę wkroczył Pan Geodeta. Jego wkroczenie poprzedziły zażarte negocjacje cenowe oparte na wnikliwych badaniach rynku (tzn. zasięgnięciu informacji u geodety przypadkowo spotkanego na działce sąsiadów, ile on wziąłby za tę samą robotę). Pan Geodeta z pewnym żalem opuścił cenę o jedną trzecią, po czym zażądał na działce przygotowanych palików. Zgłosiliśmy to Szefowi Ekipy. Ten przyjechał rano i paliki przygotował.
Wkrótce zjawił się Pan Geodeta (starszy dystyngowany pan) ze swoim pomocnikiem i zaczęli czary-mary. Pan Geodeta nas pochwalił - tydzień temu, całkiem po amatorsku i dla zabawy, wytyczyliśmy nasz dom kolorowymi chorągiewkami. Teraz okazało się, że nawet dość dokładnie je wbiliśmy, co jest pewnym osiągnieciem wobec faktu, że nasza działka ma całkowicie nieregularny kształt - każdy bok innej długości i żadnego kąta prostego.
Spytałam Pana Geodetę grzecznie, czy teraz już sobie poradzi bez pomocy Szefa Ekipy - to znaczy czy sam pozbija sobie paliki do kupy? Pan Geodeta uprzejmie odparł, że oczywiście, tylko że nie ma gwoździ....
Szef Ekipy omal się nie zagotował. Już i tak patrzył na Pana Geodetę spode łba, bo uważał, że w dzisiejszych czasach geodeci paliki przywożą sobie sami i w ogóle są samowystarczalni. Ale ten nasz okazał się być geodetą starej daty, któremu wszystko trzeba przygotować. Nie obeszło się niestety bez wzajemnych złośliwości między panami, co nieco mnie stropiło - ładnie się zaczyna! W końcu, po wręczeniu nam pół kilograma gwoździ zdefraudowanych u sąsiada, Szef Ekipy się ulotnił.
Natomiast Pan Geodeta stwierdził, że teraz to już ma wszystko czego mu potrzeba, bo młotek przywieźli własny. Tylko ktoś musi mu pomóc przy wbijaniu palików w ziemię, bo ich jest tylko dwóch, a to za mało... Nawet mnie w tym momencie opadła szczęka. Szczęśliwie był obecny mój Ojciec, który przyjął na siebie funcję naszego nieoficjalnego inspektora nadzoru. Zgodził się zatrudnić czasowo jako drugi pomocnik Pana Geodety, wobec czego odetchnęłam z ulgą i pojechałam do pracy.
Mam nadzieję, że do tej pory już skończyli robotę - popołudniu pojedziemy zobaczyć efekty.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia