opowieści magmi
Przedwczoraj wybraliśmy się z mężem i dziećmi na rytualny zakup kaloszy. Teraz czuję się już inwestorem pełną gebą.
Po czym mój małżonek swoim zwyczajem wybył na trzy dni. Są duże szanse, że po powrocie zastanie gotowe ławy fundamentowe, bo muszę przyznać naszej ekipie, że jak już wzięli się do roboty, to idzie im to bardzo sprawnie.
Wczoraj zreanimowana koparka wykopała rowy. Przyjechałam na oględziny i serce we mnie urosło. Dlaczego? Otóż wczesną wiosną, gdy budowę rozpoczynali nasi mili sąsiedzi, w ich wykopach woda stała równo z poziomem ław. Wypompowywanie, zalewanie i ogólnie problemy. Był to główny powód (obok możliwości wczesniejszego rozpoczęcia i zakończenia robót budowlanych w przyszłym roku), dla którego zdecydowaliśmy się robić fundamenty jesienią - wieść gminna niesie, że o tej porze roku jest najniższy poziom wód gruntowych.
I rzeczywiście. Nasze wykopy są suchuteńkie, jeśli nie liczyć siąpiącego na nie dokuczliwego deszczyku, który nasza ekipa dzielnie ignoruje. Wczoraj chłopcy zaczęli szalowanie ław, a zbrojenie i wylewanie betonu zapowiedzieli na dzisiaj. Przed kwadransem odbyłam rozmowę z naszym kierownikiem budowy - już był na budowie, wszystko oglądał i stwierdził że jest OK. Prawdopodobnie dzisiaj popołudniu ławy będą wylane!
Ciągle nie mogę pozbyć się uczucie lekkiego zdumienia, że to się naprawdę dzieje - nasz dom zaczął powstawać! To chyba typowa refleksja każdego inwestora - tak przynajmniej wynika z lektury innych dzienników na forum...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia