opowieści magmi
Stopa do ubijania piasku dotarła na naszą budowę dopiero w poniedziałak. Ponieważ oboje mieliśmy dzień wolny, zabraliśmy dzieci i pojechaliśmy poprzyglądać się ubijaniu (w domyśle: przypilnować czy robią to jak Pan Bóg przykazał).
Staliśmy dwie godziny z fioletowymi nosami na świszczącym wietrze (bo budujemy nasz dom na prawdziwym wichrowym wzgórzu) i z pełną fascynacją przyglądaliśmy się, jak samochód-wywrotka wysypuje kolejne tony piasku, a koparka przesypuje go do środka i rozgarnia łyżką. To się chyba nigdy człowiekowi nie znudzi (zwłaszcza gdy człowiek jest właścicielem zasypywanych fundamentów, a nie na przykład operatorem koparki). Oczywiście nasze Młodsze Dziecko było w amoku - najpierw stało z rozdziawioną buzią i sopelkami wiszącymi u noska, a później ocknęło się i rzuciło pomagać panom w kaloszach - to znaczy przesypywało pracowicie zieloną łopatką piasek z najbliższej górki do wnętrza fundamentów. Starsze Dziecko bardziej fascynowała stopa do ubijania. Musieliśmy pilnować, zeby nie zostało ubite razem z piachem.
Możemy więc teraz z całkowicie czystym sumieniem powiedzieć sobie, że DOPILNOWALIŚMY. Ubijanie każdej warstwy piasku obejrzelismy na własne oczy i usłyszeliśmy na własne uszy...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia