opowieści magmi
Kupiliśmy materiały na ściany i strop. Tym sposobem nasze fundusze na rok 2003 właściwie się skończyły.
W czwartek zamówiliśmy też ten wyszczerbiony gres na podłogi. Transport przyjechał w sobotę - ponieważ pan sprzedawca uprzedził nas, że będzie tego tona, nieco spłoszeni na wszelki wypadek ściągnęliśmy posiłki w postaci znajomych. Okazało się, że na zapas - tona kafelek do rozładowania to nic strasznego, paczki ciężkie ale za to niedużo. Mąż z kolegą rozładowali gres do garażu rodziców w ciągu piętnastu minut - a jaka przyjemna sobotnia impreza wokół tego rozładunku się zorganizowała...
Udało mi się również bez większego trudu odnaleźć owe kafelki ścienne do kuchni, mój mroczny przedmiot pożądania. Firma, całkiem popularna wśród forumowiczów z Mazowsza (Azulejera Alcorense), na południu Polski jest niemal nieobecna - jedyny sklep, który sprzedaje te płytki na Śląsku to ten gdzie je zobaczyłam (i gdzie ostatnia partia wzoru, który tak mi się spodobał, była przyklejona do wystawki). Zadzwoniłam do siedziby polskiego przedstawicielstwa, do Kozerek pod Grodziskiem Mazowieckim - gdzie mogę to jeszcze kupić? Może jakiś sklep w Krakowie? Nie ma. Wrocław i Dolny Śląsk? Nie ma. Ale za to poinformono mnie, że chociaż "mój" wzór kafelek jest już faktycznie "na wykończeniu" (wchodzą nowe wzory, stare są wycofywane), to mają u siebie trochę, a resztę mogą jeszcze sprowadzić z Hiszpanii - tylko musimy to sobie u nich odebrać. Tu można sobie obejrzeć te moje odnalezione skarby: http://www.alcorense.com.pl/pl/revestim/15x15/mallorca.htm" rel="external nofollow">seria Mallorca.
Ponieważ mój mąż jeździ do Warszawy z dużą częstotliwością, obiecał mi przywieźć pod choinkę kafelki z Grodziska.
W związku z tym w ciągu trzech kolejnych wieczorów projektowałam kuchnię. Rozrysowałam w kilku wersjach szafki, sprzęty kuchenne i kafelki na ścianach, podliczyłam ilości, wysłałam zamówienie i czekam...
Pewnie w tym momencie niektórzy kreślą sobie palcem kółeczka na czole. Przyznaję, że rozrysowywanie szafek kuchennych i kafelek na ścianie, która jeszcze nie istnieje, jest może pewnym dziwactwem. Ale lubię mieć wszystko zaplanowane i zorganizowane z pewnym wyprzedzeniem - życie i tak przynosi dość niespodzianek, zwłaszcza na budowie, a przynajmniej w odpowiednim momencie nie będziemy się miotać i na gwałt wymyślać, gdzie zlew, a gdzie lodówka, gdzie kontakt, a gdzie rurka z wodą. No i jakież to przyjemne zajęcie na zimowe wieczory, gdy do wiosny - i do następnych prac budowlanych - tak daleko!
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia