Olkalybowa - w drodze do domu.
A on szura i szura.
Okna, brama garażowa i drzwi zewnętrzne zamówione .
Gipsowania ścian ciąg dalszy. Tak sobie ścieram i ścieram te ściany i zaskakująco szybko kończą mi się te wkłady podobne do papieru ściernego . Pierwsza myśl, musiałam przypakować i za mocno przyciskam. Po konsultacjach z głównym wykonawcą (Mąż) doszłam do wniosku, że wszystkiemu winna masa tynkowa, która nie przypomina już śmietany Szczecinieckiej 12% lecz serek homogenizowany. Mąż tłumaczył, że jest mu wygodniej taką konsystencję nakładać. To, że mi ciężej ścierać nie było brane pod uwagę. Ach zawsze pod wiatr. W zwiazku ze zwiększoną twardością ściany zużyłam dziś 16 wkładów. Nie powiem, ręka się trochę namęczyła. Próbowałam lewą - zgodnie z zasadą symetri podczas ćwiczeń siłowych zależało mi na równym przyroście masy mieśniowej. Niestety nie wychodziło mi to najlepiej i pozostaje wieczorkiem pomachać trochę hantelkiem.
Po wykończeniu wszystkich dostępnych na budowie władów miałam zasłużony fajrant. Udałam się posłuchać koncertu na dwa świerszcze bez wiatru w kominie bo dziś o dziwo nie wiało. W zastępstwie wiatru przygrywały ptaki. Hmmm...miejscówka na balkonie zapewniałaby znakomity odbiór doznań słuchowych, gdyby nie hałas z dolnych rzędów . To Mąż jeszcze walczył ze ścianmi. Odbiór miałabym pierwsza klasa a on szura i szura. Nie ma co ptaki śpiewały pięknie, ale dlaczego narobiły mi na mój piękny gąsior początkowy?
http://foto.onet.pl/upload/13/95/_510261_n.jpg
A tak wygladają zagipsowane schody i hol.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia