opowieści magmi
Przez prawie dwa tygodnie trwała przerwa, bo nasza ekipa udała się w sobie tylko wiadomym kierunku wypełniać inne zobowiązania budowlane. Krew zalewała nas codziennie rano i wieczorem, ale jakoś przetrwaliśmy.
Dziś rano przywieźli nam więźbę. Jeszcze jej nie widziałam.
A pod moją nieobecność w naszych progach stawił się skruszony Szef Ekipy, żeby zabrać zakupione przez nas mazidła do więźby. (Mój mąż onegdaj postraszył go, że żonie ma się nie pokazywać na oczy - zdaje się, że skutecznie, bo Szef Ekipy miał być wczoraj, ale został uprzedzony, że stanie samotnie oko w oko z rozjuszoną inwestorką - i stchórzył.)
Mazidła testowałam ofiarnie na balkonie, na drewnianych deszczułkach, w różnych konfiguracjach kolorystycznych podkładowo-wierzchnich. Ostateczna wersja to drewnochron teak jako baza (jedna wartswa) i lazur Xylodhone XP kolor złoty dąb (dwie warstwy). Zasmarujemy tym widoczne elementy więźby, podbitkę i oblicówkę. Na samą myśl o koszcie tej operacji włosy mi siwieją.
Szefowi Ekipy dużymi literami powiedzieliśmy, że nie chcemy żadnych ludowych wyciosów na końcach krokwi - jego cieśle to górale i z upodobaniem oraz z wielką wprawą takie rzeźbienia wykonują. Ale nam one nie pasują do przyjętej stylistyki, więc daliśmy zdecydowany odpór góralskim sugestiom, że nierzeźbione krokwie to jakieś takie nie bardzo są...
Jedziemy po południu sadzić kolejne krzaczki. Trochę muszę miejsca na balkonie odzyskać, bo prania nie mamy już gdzie suszyć, a poza tym na pewno lepiej im będzie w ziemi, ze słoneczkiem w górze, nawozem Osmocote pod korzonkami i mnóstwem przestrzeni nad i pod ziemią do rozrastania się.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia