opowieści magmi
Już po wakacjach...
Starsze Dziecko jutro zaczyna drugi rok edukacji podstawowej w nowej, "wiejskiej" szkole. Decyzja w tej sprawie zapadła po długich rozważaniach, kilku wizytach w owym przybytku oświaty (moich i Starszego Dziecka) oraz przeprowadzeniu potajemnego wywiadu w kuratorium. Trochę wszyscy jesteśmy nerwowi z tego powodu - ale będzie dobrze. Chyba?...
Nasz urlop potraktowaliśmy kompromisowo. Pierwszy tydzień na ciężkich robotach, drugi na leczeniu zakwasów...
Przępiękny płot z desek oraz drewnianych przęseł, czekających na montaż od wiosny, zmontowali w tym pierwszym tygodniu mój Mąż wraz z moim Tatą. Teść malował z moją sporadyczną pomocą - wredna robota, nie dość, że przęsła zbudowane są na zasadzie kratownicy, to jeszcze powierzchnia drewna nie jest gładka, tylko rowkowana, i drewnochron trzeba w nią dosłownie wcierać pędzlem.
Ja sama rzuciłam się w wir prac ogrodowych, w czym od czasu do czasu pomagała mi także moja Mama. Posadziłyśmy wspólnymi siłami coś około 70 różnych krzewów ...
W piątek byliśmy już bardzo tym urlopem zmęczeni.
Spakowaliśmy zatem pośpiesznie wakacyjny ekwipunek, załadowaliśmy rowery na dach i dzieci do środka samochodu oraz sprawdziliśmy w internecie prognozę pogody, po czym - w związku z deszczami zapowiadanymi w prawie całej Polsce - pojechaliśmy na Węgry. Następnie przez cały tydzień byczyliśmy się beztrosko w wynajętym od ręki domku letniskowym nad Balatonem, zajadając się przy tym gulaszem i papryką.
Tu mała dygresja.
Jak powszechnie wiadomo, ulubionym zająciem każdego inwestora na wakacjach jest studiowanie budownictwa jednorodzinnego w miejscu tymczasowego pobytu.
Przyjrzawszy się więc dość dokładnie pod tym kątem miasteczkom i wioskom północnych Węgier, z zazdrością stwierdziliśmy, że jakimś cudem całkowicie ominął ten kraj atak betonowych kostek, który tak bardzo zeszpecił Polskę. Jakoś omijają ich też obecnie ogromne domiszcza z basztami i wieżyczkami oraz domy-potworki powstałe w wyniku krzyżówki projektu architektownicznego z zapędami twórczymi inwestorów.
Aż się chce westchnąć: dlaczego nasze osiedla, także te zupełnie nowe, tak bardzo się od tego różnią?
W uroczych węgierskich miasteczkach nowe domy wtapiają się bezboleśnie i niemal niezauważalnie pomiędzy stare. Jedne i drugie są kolorowe, z reguły niewielkie, proste i skromne, najczęściej parterowe z kopertowym dachem bez żadnych udziwnień i dodatkowych wykuszy. Te starsze tak toną w swoich ogrodach, że ledwo je widać wśród zieleni.
Im dłużej człowiek patrzy, tym wyraźniej świta mu w głowie nieokreślone z początku i niewyraźne spostrzeżenie, które w końcu werbalizuje się w refleksji: tutaj nikt nie buduje domu na pokaz. Na pokaz są pensjonaty i restauracje w atrakcyjnych turystycznych kurortach, natomiast Węgier najwidoczniej zupełnie nie odczuwa potrzeby kłucia w oczy sąsiadów swoim prywatym domem...
No, ale dość filozofii.
Wakacje się skończyły, a do przeprowadzki zostały nam okrągłe trzy miesiące, co uświadomiliśmy sobie ostatnio z lekkim powiewem paniki. Okna się odwlekły o tydzień, za to przyjechała cegła na kominek i ścianę między kuchnią i pokojem. Dach ocieplony i ofoliowany, ale karton gipsy jeszcze stoją w garażu... Słowem, roboty jest pod dostatkiem, a czas ucieka.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia