opowieści magmi
Ziemi nam potrzeba, ziemi!
I to ile! Liczyliśmy, liczyliśmy i ciągla nam wychodziło, ze z 10 wywrotek. Niemożliwe, powiadaliśmy sobie - i liczyliśmy od nowa, ale nie chciało wyjść inaczej. W końcu przyjechały trzy wywrotki i niestety okazało się, że liczby nie kłamią. Brakuje jeszcze dwa razy tyle... O ile nie chcemy mieć każdej wiosny stawu przed domem.
Brukowanie zakończone i żałobnie rozliczone, ogród z tyłu domu zaczyna wyglądać jako-tako. Morze kamyczków leży na agrowłókninie, moje bardzo małoletnie krzewy robią co mogą, żeby wyprodukować z siebie jak najwięcej zieleni, a trawnik rośnie w tempie, które nas przeraża. Kosimy co tydzień niziutko, ale właściwie trzeba by dwa razy w tygodniu, bo pod koniec jest już normalna dżungla - a co będzie w lecie? Mój mąż zapowiedział, że jak jeszcze raz posypię to trawsko jakimś nawozem, osobiście mnie udusi.
Z przodu domu dziki bałagan. Obok kopca kamyczków rzecznych leżą góry ziemi podspodniej (te trzy przywiezione wywrotki), które nasz zaprzyjaźniony Pan Ogrodnik taczkami pracowicie rozwozi w terenie. Lada moment musimy też przywieźć porządny humus na wierzch.
Na wyniesienie do Nowobudującego Sąsiada czeka stosik drewna (jakieś resztkowe stemple i szalunki).
Coś trzeba zrobić ze sztapelkiem betonowych bloczków fundamentowych, które nam zostały na pamiątkę.
A na środę umówiona jest ekipa do wylania fundamentów pod bramę przesuwną, która przy tej okazji ma też zlikwidować tymczasowe ogrodzenie i wbetonować w ziemię słupki ze stali ocynkowanej, na których rozciągniemy siatkę autostradową - jak niedawno pisałam, ma to być kręgosłup (w przyszłości niewidoczny) grabowego (chyba?) żywopłotu.
Starsze Dziecko za tydzień świętuje Pierwszą Komunię. Miałam nadzieję, że się do tego czasu wyrobimy z uporządkowaniem naszego podwórka, ale raczej nie ma szans...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia