dziennik Moiry
No i jak zwykle przez przypadek i tak mimo woli znaleźliśmy ekipę do wylewek. Nie wiem tylko czy zasługują na miano ekipy. Już widzę te salwy śmiechu naszych przyjaciół i znajomych jak będziemy zdawać relację z budowy.
Zaczęło się niewinnie. Mieliśmy na oku dwie ekipy tak jak wcześniej opisałam, ale mój mąż w piątek wieczór na miłej imprezce u sąsiada pyta się o jakiegoś Wiesia - jak robi wylewki.
Na co sąsiad - dobrze robi tylko mu kasy wcześniej nie dawaj, bo więcej nie przyjdzie, a jak przyjdzie to pijany.
Nie wnikałam w temat rozwinięty przez męża, mylnie nie domyślając sie preferencji mojego męża. Otóż okazuje się (nie po raz pierwszy zresztą), że aby okiełznać mojego męża wystarczy:
* posłuchać opowieści mojego męża o przygodach psiarsko-myślwiskich,
* dodatkowo wykazać się niewielką znajomością tematu budowlanego, poprzez przyniesienie poziomicy
* potakiwanie, miły wyraz twarzy (piwko w torbie też przejdzie), ale najważniejsze:
* pochodzenie z naszej wsi, przez co nie musimy korzystać z barakowozu.
W każdym razie w sobotę przyjechali na swych rowerkach, aby zgodnie z propozycją męża wykonać płytę, która ma pokryć ten grobowiec studzienny, który zawdzięczamy naszemu doradcy ds. wody.
Aby wyjaśnić o co chodzi, przeskoczę na inny wątek. Od trzech lat walczymy z ustawicznym brakiem wody w studni (zwłaszcza po okresach dłuższego niekorzystania z pompy) - dla wyjaśnienia nik z okolicznych sąsiadów nie ma tego problemu. Na początku zestaw hydrofor+ pompa były umieszczone w domu głównym w takiej małej piwniczce. Historia jest długa obejmuje prawie trzy lata walki więc ją teraz pominiem. W każdym razie ostatnim pomysłem naszego poprzedniego hydraulika było przeniesienie hydroforu i pompy bliżej lustra wody, tzn. umieszczenie tego wszystkiego w takim stalowym grobowcu (skrzynia ze stali ma jakieś 2x1m) wkopanym w ziemię. Kiedy się umawialiśmy rok temu na wykonanie tego przeniesienia był lipiec. Hydraulik przysłał ekipę jakoś na jesieni. Wszystko poinstalowali tylko klapy górnej nie wykonali tłumacząc nam, że nie ma co się spieszyć bo trzeba sprawdzić czy to rozwiązanie da rezultaty. No i przez cały rok ta dziura w ziemi przykryta jest prowizorycznie kawałkami blachy z ogrodu. Na zimę położyliśmy warstwę wełny mineralnej, a po większych deszczach mąż wkraczał do akcji pt. osuszyć zbiornik. Pan hydraulik pomimo że mieszka na tej samej wsi jakoś nie ma czasu aby przysłać nam swoich chłopców do skończenia pracy. Mało tego nie wziął za to jeszcze pieniędzy- więc logocznie mówiąc powinien chociaż się pojawić po kasę. Ale pewnie już wie, że może liczyć jedynie na figę z makiem, gdyż jego zdolni pracownicy instalując grobowiec zerwali nam filtr w studni i musieliśmy w międzyczasie robić nową studnię. Niezły kryminał.
A wracając do pana Wiesia i spółki. Przyjechali w sobotę, płytę wylali i od razu do męża po kasę, chociaz umowa była że dostaną pieniądze jak płyta będzie na miejscu i w dodatku obsypana ziemią. NO cóż .
W poniedziałek wracając z mężem do domu dowiaduję się, że p. Wiesio i spółka dokonują jakiś innych cudów na naszej budowie. Bardzo ich chyba polubił.
Mąż obudził się z letniego letargu i ostro wziął się do pracy. To znaczy on płaci, chłopcy pracują, a mężowi się wydaje że to on jest taki pracowity.
Więc p. Wiesio z kolegą w poniedziałek wykonali opaskę z betonu wokół kostki opaskowej wokół budynku gospodarczego, co uważam za zbędne, gdyż kostka była położona prowizorycznie. Potem wykopali dołki pod 30 tuji, które mój małżonek zakupił i miał sam posadzić. No cóż przynajmniej efekt był natychmiastowy od wczoraj mam żywopłot odgradzający ogród od kurnika, królikarni, kompostownika i szrotu naszych sąsiadów. A tak bym pewnie czekała jakieś dwa miesiące.
Najlepsze w tej histori jest to, że w poniedziałek dogadując się w sprawie wylewek okazało się, że będą potrzebne jakieś profile, ale wcale nie było rozmowy o ich zakupie. Wczoraj chłopcy przyszli posadzić tuje, męża nie ma, więc p. Wiesio na moją uwagę że dzisiaj to go nie zobaczą strasznie się strapił. Strapienie ogarnęło go całego, bo aż przestał pracować tylko się podrapał po włosach pod czapką i oparł się o łopatę. Cóż było robić, trzeba pomóc strapionemu. Pytam się o co chodzi, może ja w czymś pomogę. A wie pani bo chodzi o te profile co to wczoraj o nich rozmawialiśmy. Ja już zamówiłem i trzeba zapłacić. Ile? 90 zł. Mam takie pieniądze więc mu je daję. Na szczęście wręczam mu kartkę z NIPem i proszę o fakturę.
Przyjeżdża wieczorem mój mąż i mówię mu że zamówili jakieś profile i dałam im na nie kasę. PO CO MU DAWAŁAŚ PIENIĄDZE? SKĄD WIESZ NA CO ONE PÓJDĄ? itd.
I teraz wiem jakim zaufaniem cieszą się nasi przyszli wylewkarze.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia