Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)
W OCZEKIWANIU NA KREDYT
Wklejam z innego wątku. To w końcu też "kawałek" naszego budowania:
Mamy dwa konta w mBanku. Dotychczas nie mieliśmy żadnych zastrzeżeń co do ich usług. Bank też nie miał powodu być niezadowolonym z nas jako klientów. Co miesiąc na konto wpływała pewna sumka, co miesiąc trochę zostawało i zasoby rosły pomalutku. Nie robiliśmy debetów, nie mieliśmy zadnych specjalnych życzeń, nie zawracaliśmy im niczym głowy, byliśmy wzorowymi klientami, z których mieli czysty zysk.
Do czasu. Podpadliśmy niedawno. Otóż śmieliśmy wziąć kredyt na budowę w innym banku. "Nasz" mBank dowiedział się o tym, gdy bank udzielający kredytu zażyczył sobie opinii na nasz temat od banku prowadzącego nasze konto.
Oczywiście zwróciliśmy się o to do mBanku najpierw drogą elektroniczną. Otrzymaliśmy odpowiedź, że takie sprawy należy załatwiać telefonicznie, więc mąż wykonał odpowiedni telefon i dowiedział się, że opinia zostanie wystawiona po 6 dniach roboczych i kosztować będzie 20 zł.
Po upływie tego czasu (a nawet kilku dni więcej) mąż zadzwonił ponownie i dowiedział się, że nikt nic nie wie! W banku nie ma śladu po naszym zamówieniu opinii, bo ... była ona zamawiana telefonicznie! (Przypominam, że inaczej nie chcieli tego zamówienia przyjąć). To jest tym ciekawsze, że wszystkie rozmowy są nagrywane!
Pani rozmawiająca z mężem nie wiedziała, dlaczego opinia nie została przygotowana. Poinformowała go tylko, że powinna zostać przygotowana w ciągu 6 dni, a następnie wysłana listem poleconym. Przed wysłaniem jej, bank potrąci z naszego konta należne 20 zł. Sprawdziła od razu, że ta kwota nie została potrącona.
W odpowiedzi na nasz list (e-mail) napisano, że rzeczywiście taka opinia powinna być wystawiona w ciągu 6 dni roboczych (do dnia 20.04.) i natychmiast po tym terminie wysłana. Oznacza to, że list polecony wysłany przez wzorowy bank wędruje do nas już ponad tydzień. Ciekawe tylko, że cztery dni temu pani rozmawiająca przez telefon twierdziła, że niczego nie wysłano.
Od tego czasu prowadzimy ożywioną korespondencję z mBankiem drogą elektroniczną. Czasami odpowiadają nam na reklamacje, a czasami piszą, że na reklamacje wysłane drogą elektroniczną nie odpowiedzą. Od czego to zależy? Nie wiadomo. Właśnie przed chwilą przeczytalismy kolejny list z informacją, że, jeżeli chcemy coś reklamować, to mamy zadzwonić.
Szkoda, że musimy zmienić bank, bo do tej pory byliśmy zadowoleni, ale po tych przebojach już nie możemy korzystać z ich usług.
I ciąg dalszy:
Po kolejnym (przyznaję bez wstydu - niezbyt miłym) e-mailu od nas mBank odpowiedział ludzkim głosem co następuje: opinia została opracowana i wysłana "listem zwykłym", więc prędzej czy później do nas dotrze.
Pozostaje nam tylko czekać cierpliwie. Ciekawa jestem tylko, jaka będzie data nadania listu na stemplu pocztowym, o czym nie omieszkam poinformować.
A swoją drogą zaczynamy szukać innego banku (niestety, bo bardzo nie lubię się uczyć nowych PINów i innych takich).
I ciąg dalszy ciągu dalszego:
Przed chwilą otworzyłam jeszcze dwa kolejne listy od mBanku. O ile pierwszy był suchą informacją, że opinia została wysłana, a my mamy siedziec cicho, nie narzekać i czekać, o tyle dwie następne zaczynały się od przeprosin. Ciekawe, że każda była napisana przez inną panią, tak, jakby żadna nie wiedziała, że ktoś już odpowiadał. Pierwszy raz w całej tej historii ktoś nas za coś przeprosił, zamiast opierniczać, że się czepiamy i to w dodatku w niewłaściwej formie.
Jeżeli jeszcze ten list wreszcie przyjdzie, to ja się jeszcze może zastanowię...
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia