Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    249
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    359

Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)


Agduś

632 wyświetleń

W ANTRAKCIE HISTORII CIĄG DALSZY

Po jakim - takim urządzeniu się (przecież to tylko na rok, może nawet mniej) zaczęliśmy juz razem szukać działki. Mieliśmy już jedną "zaklepaną": niedrogą, na górce, z pięknym widokiem na puszczę i Pogórze Wielickie i, prawdopodobnie, z urodziwą pokaźną brzozą w granicach. Działka miała dwie wady: była trochę daleko jak na piesze spacery kilka razy dziennie do centrum (chociaż jeszcze nie aż tak daleko, żeby to nie było możliwe) i nie była jeszcze wydzielona.

Co do pieszych spacerów, to przypominam, że wtedy jeszcze, mimo posiadania prawka jazdy już od wielu lat, nie byłam kierowcą, a to właśnie ja zajmuję się odprowadzanie, przyprowadzaniem (szkoła, przedszkole, angielski, kiedyś tańce, teraz karate) i zakupami, więc trochę mnie to zniechęcało.

Druga wada tejże działki była bolączką większości właścicieli i potencjalnych kupców - chętnych na kupno nie brakowało, działek na sprzedaż też, ale miały powierzchnię np. półtorej hektara. Kogo na to stać? Nas niestety nie! Więc wszyscy czekali pokornie na uchwalenie planu zagospodarowania, który miał być uchwalony ... (tu padały coraz to nowe informacje na temat spodziewanego terminu zatwierdzenia planu). Bez tego dzielić nie było wolno.

W efekcie nieliczne wydzielone działki osiągały ceny niebotyczne, chyba, że znajdowały się na obrzeżach Niepołomic.

Szukaliśmy, pytaliśmy, chodziliśmy, aż w końcu zdarzył się cud!

Pewnego dnia wędrowaliśmy znowu od domu do domu z kartką w ręce. Większość podanych nam adresów była niektualna (działki już zmieniły właściciela). Jeden z właścicieli wprawdzie miał działkę na sprzedaż, ale cena nam się nie podobała (dojazd do działki zresztą też). Na koniec został nam ostatni adres. Poszliśmy tam i ...

Pani miała jeszcze jedną działkę do sprzedania. Wprawdzie od razu zaznaczyła, że nie planowała sprzedaży już teraz, ale ostatecznie może (to nam odebrało wszelkie argumenty w dyskusji na temat ceny), Zaznaczyła od razu, że taniej niż za ... nie sprzeda. Zachowaliśmy twarze pokerzystów, ale po wyjściu, kiedy byliśmy pewni, że już nas nie widzi, odtańczyliśmy jakis indiański taniec zwycięstwa - nie mogliśmy się spodziewać lepszej ceny za działkę w tym miejscu!

Oczywiście natychmiast wybraliśmy się na spacer, żeby oglądnąć działkę. Jest w połowie szerokości porośnięta brzózkami (około ośmioletnimi), leży też dosyć wysoko, widok na puszczę (ok. 400 m) i Pogórze Wielickie, wymiary 20 na 50 m (regularna), do Rynku niecały kilometr. Droga (zaplanowana i należąca do gminy) wzdłuż południowej krawędzi działki, co w opinii większości jest wadą, ale nam nie przeszkadza (taras będzie od północnego zachodu).

Następnym krokiem była wizyta w Ratuszu i tu spotkała nas przykra niespodzianka - działka w całości leży w strefie ochronnej planowanego (rozbudowa) cmentarza! Ręce mi opadły! Pobiegliśmy z tą rewelacją do właścicielki, która twierdziła, że tylko część działki znajdzie się w tej strefie, zostawiając jeszcze 20 na 20 m działki budowlanej. To, co działo sie później w Ratuszu, możemy tylko sobie wyobrazić (właścicielka działki wyglądała na krewka osobę). Tak czy inaczej, następnego dnia (po telefonie od właścicielki), ponownie odwiedziliśmy Ratusz. Już po przekroczeniu progu odpowiedniego pokoju, zanim otworzyliśmy usta, urzędniczka (ta sama, co dzień wcześniej), wyciągnęła odpowiedni plan i zapewniała, że jest tak, jak mówiła nam właścicielka działki. Po uzyskaiu wszelakich zapewnień, że tak jest i będzie, zaczęliśmy załatwiać formalności. Prawie w przeddzień wyjazdu właścicielki działki za granicę, zawarliśmy umowę przedwstępną w obliczu bardzo oficjalnej i nadętej pani notariusz (za taaaaką kasę to ja bym też odstawiała niezłe przedstawienie). Oczywiście ARSP (chyba taki jest skrót?) nie skorzystała z prawa pierwokupu i w końcu staliśmy się posiadaczami ziemskimi.

 

Ta działka była nam przeznaczona, ona po prostu na nas czekała!

1. Trafiliśmy do właścicielki, gdy była w Polsce, chociaż mieszka za granicą. Trafiliśmy do niej niedługo przed jej wyjazdem z powrotem!

2. Dzień po tym, kiedy ostatecznie potwierdziliśmy chęć kupna tej działki, przyszli do właścicielki inni chętni na jej zakup.

 

Rozpoczęte już dużo wcześniej projektowanie domu nabrało tempa i rumieńców. Nareszcie planowaliśmy dom na konkretnej działce, która miała konkretne rozmiary i strony świata.

Powstawanie tego projektu to już odrębna historia. Projektantem jest mój ojciec - nie miał z nami łatwego życia, ale w końcu projekt szczęśliwie powstał.

Wcześniej wystąpiliśmy o DWZ. Oczywiście nie mogliśmy jej dostać. Działkę trzeba by odrolnić (mimo że w projekcie planu leżała na terenach przeznaczonych pod budownictwo jednorodzinne). Nie ma sąsiedztwa, które wyznaczałoby linię zabudowy. I jakieś tam inne warunki tez nie były spełnione.

Poradzono nam, żebyśmy poczekali na plan zagospodarowania, który "wejdzie niedługo".

"Niedługo"... każdy, kto miał do czynienia z urzędami wie, co to mogło znaczyć.

CDN w jakimś kolejnym antrakcie.

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Add a comment...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...