Od kwietnia do ... zimy (a może jesieni?)
MAKARON Z SEREM
Nie było odpowiedzi na pytanie, kim był ten tajemniczy pan, który wybił nam z głów pomysł inwestowania w poś, a więc i nagród nie będzie.
Tymczasem na budowie pojawił się autentyczny przedstawiciel Bioeko i ... kupujemy . Wiem, wiem, pisałam, że ten zombi już nie wstanie... A tu taki numer!
Kolejna poważna rozmowa na budowie dotyczyła podłogówki. Przyjechał wykonawca tejże, coby wszystko obejrzeć, dogadać i umówić się na termin wykonania prac. I tu wyniknęły znowu problemy - istna kwadratura koła! Otóż ktoś, już nie wiem kto, wmawiał nam, że najpierw się robi podłogówkę i wylewki a potem tynkowanie (odwrotnie niż przy wylewkach bez podłogówki). Przyjęliśmy to za dobrą monetę i zaplanowaliśmy kolejność: elektrycy, wod - kan., wentylacja, podłogówka, wylewki, tynki, ostatnia warstwa wylewki pod linoleum, podłogi i inne ozdobniki typu kontakty, pstryczki - elektryczki, anemostaty itp. Już nawet mamy na oku jednego tynkarza, tylko jeszcze nie wiemy, czy jego maszynie wystarczy nasz agregat. Tymczasem wszystko nam się pomieszało, bo nie mamy pewności, jak to z tymi wylewkami będzie - pod linoleum powinny być idealne, więc nie można po nich hasać z rusztowaniami i paćkać tynkiem, a ta ostatnia warstwa to jakiś dziwny wymysł tych od linoleum, w dodatku nie wiadomo, czy będzie dobrze związana z ta normalną. Może jednak ta ostatnia warstwa rzeczywiście musi być? (Podobno ci od linoleum sami ją robią, bo inaczej nie dadzą gwarancji na swoją robotę.) Mieliśmy dzisiaj znaleźć odpowiedź na te wątpliwości, ale jakoś czasu nam nie stało. Jakby co, to możemy nie zdążyć z tynkami przed podłogówką.
A ten tytułowy makaron? To podstawowe pożywienie rodziny budującej się (ku radości dzieci) w dniach przesilenia budowlanego.
A miało być dzisiaj tak pięknie...
Rano wieli pojawić się panowie z Globaltechu (wreszcie!!!) i zacząć rozprowadzanie kanałów wentylacji mechanicznej. Jeszcze wczoraj upewniliśmy się, że gwc nie będą robić w tym etapie, a więc nie musimy zawracać sobie głowy załatwianiem koparki, piasku, żwiru, styropianu i takich tam.
Dzisiaj rano panowie zadzwonili, że jadą, a potem umilkli na czas dłuższy. Okazało się, że trochę pobłądzili, wbrew moim radom pojechali przez Wieliczkę, a nie przez Hutę i w dodatku zamiast jechać prywatnym objazdem za złotówkę, wybrali "państwowy" dwudziestopięciokilometrowy. No ale w końcu szczęśliwie dotarli.
Biegiem wybrałam się na budowę. Najpierw norma - obchód (drabina ), ustalenia, agregat. Mieliśmy problem ze znalezieniem miejsca na Mistrala a potem z wciśnięciem do którejś łazienki grubej rury idącej z parteru na strych. W końcu się udało, chociaż zapewne panów elektryków nie ucieszy widok wyrwanego ze ściany kabla, który niedawno położyli w pracowicie wyciętym w ścianie rowku. Trzeba będzie go wetknąć w inną ścianę.
Na koniec niespodzianka - ekipa od gwc może być jutro albo pojutrze. Innej opcji nie ma! Terminy napięte. No cóż? Drobiazg - na jutro trzeba było załatwić koparkę, tonę żwiru 10 - 20 mm płukanego, pół tony piasku i transport tego wszystkiego na budowę. Pestka!
GG to genialny wynalazek - pozwala oszczędzić duuużo kasy, gdy musimy z Andrzejem uzgadniać różne rzeczy, kiedy jest w pracy. Telefon do faceta od poś (w końcu można jednym transportem przywieźć więcej piasku i żwiru) i szybkie wyliczenia, ile czego trzeba. Żeby było ciekawiej, do gwc miałąm zamówienie w tonach a do poś w kubikach (np. 1 tona i 9 m3 żwiru). Nie wiem, ile razy odrywałam telefonami faceta z Globaltechu od pracy, żeby ustalić godziny pracy koparki. Nie wiedziec czemu, koniecznie chcieli nadzorować kopanie dziury - prostokąta o wymiarach 6 na 7 metrów i głębokości 1,5 m. Chyba to nie jest zbyt skomplikowane dla operatora koparki? W końcu ulegli - on zaczyna o 8.00, a oni przyjadą koło 10.00. Zarys dziury jest wypalikowany.
Wycieczka do najbliższej żwirowni (z dziećmi oczywiście) przyniosła zaskakujące informacje: otóż żwir o takiej granulacji nie jest tutaj znany! Po prostu w okolicy takiego nie kupię. Owszem, mają w ofercie inny (2 - 16 mm), ale jest nie do kupienia, bo "schodzi jak świeże bułeczki". W dodatku jest drogi. Załatwienia transportu też mi pani nie wróżyła na jutro. W innych żwirowniach nie mam czego szukać, bo jest tak samo. Załamka!
Raport do Andrzeja i powrót. Po drodze zakupy obiadowe - ser do makaronu, bo niczego innego nie zdążę już ugotować.
Tymczasem po powrocie zastałam na gg wiadomość, że żwir 2 - 16 można bez najmniejszych problemów kupić od ręki w każdej innej żwirowni! Oj, podpadła mi tamta pani!
Jeszcze tylko kolejny maraton telefoniczno - gadulcowy i już wszystko dograne - żwir taki też może być (ja do faceta na budowę, on do szefa, potem do mnie), transport załatwiony i dogadany. Jutro o 8.00 pierwsze spotkanie na budowie (koparka, transport piasku i żwiru oraz pan od wod-kan., który zadzwonił już później). O 10 przyjmuję dzisiejszą ekipę od wentylacji i nową od gwc.
Biegusiem odbyło się karmienie szczęśliwej dziatwy ulubionym ich daniem i prędko po Andrzeja na busa a potem na budowę. Wytyczyliśmy miejsce na gwc i pooglądaliśmy sobie istniejące już kanały wentylacyjne. No cóż - piękne to to nie jest. Musimy jakoś to pozakrywać. Może da się na metal nakleić jakąś siatkę i zatynkować to paskudztwo?
Na zakończenie dnia zabrałam dzieci do cyrku, a Andrzej bawił się na budowie rozgradzając działkę, żeby koparka mogła wjechać i ścinając kilka brzózek, które poległy robiąc miejsce na gwc. Będzie drewno do kominka.
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia